Koniec okupacji niemieckiej i zajęcie Nowego Sącza w 1945 roku

Dawid Golik

W związku z ofensywą Armii Czerwonej i jej postępami w lipcu 1944 r. także na Sądecczyźnie pełną parą ruszyły przygotowania okupantów do przyszłej obrony linii Popradu oraz Dunajca, ale też do ewakuacji niemieckich urzędów. Ostatecznie skuteczność wznoszonych fortyfikacji miała być sprawdzona dopiero w styczniu 1945 r., natomiast częściowa ewakuacja niemieckiej administracji, a w szczególności dokumentacji oraz rodzin urzędników i funkcjonariuszy, nastąpiła jeszcze w 1944 r.[1]

Niemcy zakładali, że Dunajec stanie się jedną z najważniejszych w południowej Małopolsce przeszkód terenowych dla prących na zachód Sowietów. W związku z tym przez okolice Nowego Sącza (z uwzględnieniem miasta jako ufortyfikowanej enklawy na prawym brzegu rzeki) przebiegać miała linia A-2 (kryptonim „Merkury”), najpierw wytyczana przez saperów wzdłuż Popradu i Dunajca, a następnie budowana siłami polskich przymusowych robotników od sierpnia 1944 r. Jak słusznie zauważa Piotr Sadowski: Ważnym punktem […] była Kotlina Sądecka, gdzie pomiędzy rejonem Chełmca i Podegrodzia fortyfikacje rozbudowano etażowo – pierwsza linia złożona z dwóch do trzech transzei znajdowała się w dolinie na zachodnim brzegu Dunajca, druga linia przebiegała stokami wzgórz okalających kotlinę od zachodu. W drugiej linii znajdowały się stanowiska artylerii, panującej nad drogami wylotowymi z Nowego Sącza. Fortyfikacje posiadały system przeszkód przeciwpancernych i przeciwpiechotnych, towarzyszyły im pola minowe[2].

W tym czasie zarówno zbieraniem informacji o niemieckich umocnieniach, jak też o składach materiałów wybuchowych czy siłach mających stawiać czoła Armii Czerwonej, zajmowały się nie tylko struktury AK, ale też m.in. sowieckie oddziały partyzanckie i dywersyjne operujące w Beskidach od połowy 1944 r. Najgłośniejszą sprawą związaną z ich aktywnością było niewątpliwie wysadzenie, we współpracy z grupą Polaków dowodzonych przez Tadeusza Dymla „Srebrnego”, zamku w Nowym Sączu. Inicjatorami akcji byli partyzanci ze Zjednoczenia Sowieckich Oddziałów Partyzanckich w Polsce ppłk. Iwana Zołotara „Artura”, wykonawcami zaś młodzi Polacy zatrudnieni przy pracach budowlanych na rzecz stacjonującego w Nowym Sączu sztabu saperskiego. Współpracujący z Sowietami podkomendni Dymla (najpierw działający w ramach BCh-AK, a pod koniec okupacji jako samodzielny oddział o kryptonimie „Opór”) dostarczyli Sowietom szkice niemieckich fortyfikacji wokół miasta, później zaś poinformowali ich o tym, że w piwnicach sądeckiego zamku składowane są materiały wybuchowe i środki bojowe[3].

Jeden z głównych wykonawców akcji, Witold Młyniec, zanotował pod datą 10 stycznia 1945 r. w swoim pamiętniku: […] Niemcy zwożą z kolei materiały wybuchowe, a specjalnie polecono nam obserwować, gdzie znajdują się składy amunicji, broni, materiałów wybuchowych itp. Dowiedzieliśmy się od Jurka, pomocnika szofera z TODT-u, że przewozili samochodem materiały wybuchowe. Na zamek zawieźli cztery razy i raz do magazynu TODT-u w dawnej betoniarni przy ul. Długosza[4]. „Srebrny” przekazał te dane do sztabu zgrupowania ppłk. Zołotara, gdzie 13 stycznia zapadła decyzja o wysadzeniu składu. Warto zaznaczyć, że Sowieci za pośrednictwem grupy „Srebrnego” doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że na terenie zamku zmagazynowane są nie tylko materiały wybuchowe, ale przede wszystkim bieżące środki walki w postaci m.in. pięści pancernych (tzw. panzerfaustów, ręcznych wyrzutni przeznaczonych do zwalczania czołgów), w które miały być wyposażone oddziały niemieckie broniące umocnień na linii Dunajec-Poprad. Mimo to uznano, że magazyny te należy zniszczyć, wysadzając przy okazji bezcenny z punktu widzenia Sądecczyzny zabytek[5]. Tak całą akcję opisywał Józef Bieniek: Przy pomocy min z opóźnionym zapłonem, które Dymlowi przekazał szef ekipy minerskiej u Zołotara, Kostia Picz, Dymel otrzymany rozkaz [wysadzenia magazynu] i miny przekazał Młyńcowi i [Edwardowi] Skórnógowi, im zlecając wykonanie zadania. […] 16 stycznia, obydwaj chłopcy zatrudnieni akurat przy transporcie owych materiałów na zamek, ulokowali ukradkiem obydwie miny w paczkach donaritu, które następnie znieśli w podziemie zamku i złożyli w składzie, gdzie znajdowało się około 10 ton dynamitu, donaritu i trotylu oraz spora ilość min. Gdy zakończyli wyładunek, była godzina 14. Zgodnie z układem zapłonowym min, winny one wybuchnąć za trzydzieści kilka godzin. Istotnie wybuch nastąpił dokładnie 39 godzin później – 18 stycznia o godzinie 5,20[6]. Warto zaznaczyć, że godząc się na wysadzenie zamku, Dymel zdecydował się ostrzec mieszkających w pobliżu Polaków o przewidywanym wybuchu. Miały to zrobić dwie jego współpracowniczki – Emilia Dobrowolska i Agata Klostermajer[7].

Z punktu widzenia Sowietów liczył się tylko efekt militarny wysadzenia zamku – nota bene zupełnie niepotrzebny, gdyż i bez tego Armia Czerwona bez trudu zajęłaby Nowy Sącz. Całkowicie nieprawdziwe są powtarzane przez lata propagandowe tezy o tym, że obiekt ten poświęcono dla uratowania samego miasta oraz zapory w Rożnowie, które miały być przez Niemców rzekomo podminowane. Jeszcze bardziej fantastycznie brzmi teoria powtarzana współcześnie przez media Federacji Rosyjskiej, mówiąca o tym, że wybuch w Nowym Sączu ocalił przed zniszczeniem Kraków[8].

Samo wysadzenie zamku było bez wątpienia spektakularne. Pisali o nim w swoich sprawozdaniach z tego czasu zarówno komisarz miejski Nowego Sącza, jak i starosta powiatowy, podkreślając, że znajdował się tam magazyn materiałów wybuchowych. Starosta dr Reinhard Busch relacjonował: Około w pół do 7 oglądam w rannej szarówce szkody, które powstały w wyniku wysadzenia zamku. Ulica Krakowska – droga przelotowa nr III – jest całkowicie zablokowana gruzami przy wjeździe na most. Instruuję policję, by zebrać ludność do usunięcia gruzów[9]. Wybuch niemal doszczętnie zniszczył zamek i uszkodził przylegające do niego kamienice, wyrzucając też w powietrze tony cegieł i kamieni, które m.in. czasowo uniemożliwiły przejazd przez pobliski most na Dunajcu. Nie został on jednak uszkodzony – zniszczyli go później sami Niemcy podczas wycofywania się z miasta. W wyniku detonacji zginęła też nieustalona grupa niemieckich żołnierzy – najprawdopodobniej kilkunastu (a nie, jak podawała powojenna propaganda, kilkuset)[10].

Jeszcze zanim w piwnicach zamku nastąpiła eksplozja, zaczęły być w mieście odczuwalne pierwsze zwiastuny nadejścia frontu. W niedzielę 14 stycznia dr Busch zarządził powołanie do służby w tzw. straży wiejskiej nadających się do tego niemieckich mężczyzn z terenu powiatu, którzy w ten sposób (na wzór Volkssturmu) mieli być włączeni do działań wojennych. Dwa dni później, we wtorek 16 stycznia, sytuacja militarna na wschodzie stała się już na tyle poważna, że oddziały niemieckiej żandarmerii z terenu powiatu otrzymały rozkaz obsadzenia części umocnień linii A-2, natomiast w tzw. dzielnicy niemieckiej w kilku domach przygotowano miejsce dla sztabu XI Korpusu SS mającego się niebawem wycofać do Nowego Sącza pod naporem Armii Czerwonej[11].

W dniu 16 stycznia 1945 r., około godz. 14.00, Nowy Sącz doświadczył też pierwszego bombardowania sowieckiego, którego celem był dworzec kolejowy i znajdujące się na nim składy[12]. Samoloty z czerwonymi gwiazdami operowały nad strategicznym celami, w tym linią kolejową i drogami, także w kolejnych dniach. Namacalnym dowodem na nadejście sowieckiej ofensywy były też widoczne tego dnia pierwsze fale uciekinierów – przede wszystkim niemieckich pracowników administracji GG, którzy opuszczać musieli swoje dotychczasowe miejsca zamieszkania. Jeszcze przed południem do miasta dotarła kolumna ewakuacyjna starostwa powiatowego z Jasła, które po włączeniu tego miasta jesienią 1944 r. do strefy frontowej tymczasowo rezydowało w Gorlicach. Urzędnicy wraz z samym starostą otrzymali nocleg w siedzibie nowosądeckiego plutonu żandarmerii[13]. Mimo to starosta zanotował tego dnia w prowadzonym wówczas dzienniku wojennym starostwa: Zauważyłem, że wszyscy wierzymy, że Wehrmachtowi, przy dobrym wykorzystaniu systemu umocnień, uda się odeprzeć szturm Rosjan[14].

Decyzja o ewakuacji także powiatu nowosądeckiego (a przynajmniej tej jego części, która znajdowała się na wschód od linii A-2) zapadła około południa 17 stycznia, a o godz. 13.30 rozkaz taki wydał swoim urzędnikom dr Busch. Miejscem zbiórki do wyjazdu dla urzędników miała być ul. Długosza – przy czym czoło kolumny ewakuacyjnej miało się ustawić na wysokości Kina „Dunajec”. Od godziny 18.00 wszyscy mieli być gotowi do wymarszu, z którym jednak czekano na rozwój wypadków. Jednocześnie funkcję urzędnika oddelegowanego do sztabu XI Korpusu SS jako łącznika starostwa pełnił komisarz miejski Nowego Sącza dr Herbert Hüller. Poza urzędnikami, pod opieką części funkcjonariuszy Sonderdienstu, następował też wyjazd innych niemieckich cywilów – mieli oni, w razie braku łączności ze starostą, udać się przez Limanową do Rabki, dalej w stronę Suchej, a punktem zbornym dla wszystkich wyznaczony został leżący na Dolnym Śląsku Bolesławiec.

Rzeczywiste walki o miasto rozgorzały dopiero po uporaniu się przez Sowietów z niemiecką obroną Grybowa oraz sforsowaniu Dunajca na północ od Nowego Sącza. Szturm rozpoczął się 18 stycznia, a najbliżej stanowisk obrońców były tego dnia oddziały Armii Czerwonej idące od strony Dąbrowy i Librantowej. Około godz. 9.30 Nowy Sącz po raz pierwszy doświadczył też ognia artyleryjskiego – pociski padły na wschodnie krańce miasta, m.in. uderzając w pobliżu fabryki świeczek. Stało się to bezpośrednim powodem tego, że tego właśnie dnia miasto opuściły niemieckie władze, udając się samochodami do Limanowej. Końcowemu etapowi ewakuacji Niemców z Nowego Sącza towarzyszyły także ataki bombowców nurkujących i wybuchy zrzucanych przez sowieckie samoloty bomb[15].

Już w nocy z 18 na 19 stycznia zajęty został Chełmiec, wspierane piechotą sowieckie oddziały pancerne posuwały się też z Naściszowej w stronę Zabełcza[16]. Walki przeniosły się na nowosądeckie ulice dzień później. Piechota wspierana czołgami z 31. Brygady Pancernej Gwardii dotarła do wieczora do ul. Lwowskiej (w rejonie skrzyżowania z ul. Naściszowską) i Gołąbkowic (były to oddziały z 264., 332. i 318. pułku strzelców, należące do 241. Dywizji Strzeleckiej). W trakcie działań tego dnia zniszczonych zostało lub uległo uszkodzeniu kilka sowieckich czołgów OT-34: wrak jednego z nich stał rozbity nieopodal ul. Naściszowskiej, inny spłonął na ul. Kołłątaja. Na ul. Naściszowskiej, przed mostem na Łubince, stracono także działo samobieżne ISU-152. Załogi wozów bojowych zgłosiły natomiast zniszczenie m.in. dwóch niemieckich dział pancernych[17].

Niemcy, mimo że wyparci za Kamienicę, dalej stawiali silny opór. Centrum miasta broniły elementy 1017. batalionu ochrony i inne pomniejsze pododdziały 601. Dywizji do zadań specjalnych, a także grupy żołnierzy 320. i 545. Dywizji Grenadierów Ludowych[18]. Atak następował także od strony Grybowa, gdzie nacierała 121. Dywizja Strzelców, docierając wieczorem na wysokość Falkowej. Nocą z 19 na 20 stycznia 1945 r. atak kontynuowano i poprzedzając go ostrzałem artyleryjskim, do wczesnych godzin rannych oczyszczono z nieprzyjaciela północne dzielnice Nowego Sącza. Przełamano też w końcu obronę linii Kamienicy i uderzono w kierunku dworca kolejowego, który jednak udało się Niemcom przez jakiś czas utrzymać. Dopiero około godz. 11.00 siły niemieckie opuściły miasto, wycofując się na południowy zachód, wzdłuż Dunajca. Niezbyt silny opór dotychczasowi okupanci stawiali jeszcze w rejonie Starego Sącza, ale ich stanowiska, z uwagi na groźbę okrążenia – zarówno te na lewym brzegu Popradu, jak też gniazda oporu w rejonie Biegonic (w tym na Winnej Górze) – bardzo szybko zostały przez nich opuszczone[19].

Po ostatecznym zajęciu miasta Sowieci mogli kontynuować natarcie jednocześnie w trzech kierunkach – północno-zachodnim, w stronę Limanowej i Mszany Dolnej, południowo-zachodnim, wzdłuż górnego Dunajca na Krościenko nad Dunajcem i dalej w stronę Podhala i Kotliny Nowotarskiej, oraz na południe, w kierunku Krynicy i Piwnicznej.

Szacuje się, że w czasie walk na terenie Sądecczyzny straty sowieckie wynosiły łącznie ok. 320 zabitych, 25 zaginionych i kilkuset rannych. Przy czym w Nowym Sączu lub w jego najbliższych okolicach (które obecnie wchodzą administracyjnie w skład miasta) pochowanych miało być łącznie 93 zabitych w tych walkach czerwonoarmistów[20]. Straty niemieckie są o wiele trudniejsze do oszacowania, jednak wydaje się, że ich liczba (włącznie z ofiarami wybuchu na zamku) nie przekracza kilkudziesięciu. Wielu żołnierzy pochowano na niemieckiej kwaterze wojskowej na cmentarzu w Gołąbkowicach. Łącznie w miejscu tym spoczęło 564 żołnierzy i funkcjonariuszy niemieckich poległych i zmarłych w wyniku ran i chorób w latach 1942–1945[21]. Możliwe do odtworzenia są też w pewnym zakresie straty ludności cywilnej. Między 18 a 21 stycznia 1945 r. na terenie Nowego Sącza (w jego ówczesnych granicach) zginęło najprawdopodobniej 66 osób – przy czym aż 31 z nich 19 stycznia 1945 r. w gruzach rozbitej sowiecką bombą kamienicy przy ul. Matejki 34. Warto też wspomnieć o zniszczonych w czasie walk budynkach przy ul. Lwowskiej 86Wałowej 12, gdzie zginęło łącznie 5 osób, w tym dwoje dzieci[22].

——————————————————————————————

[1] Bundesarchiv Berlin-Lichterfelde [dalej: BArch], ZB II 1429 A. 02, Bericht über die Räumung der Kreishauptmannschaft Neu-Sandez, Meiβen, 12.02.1945, bp.

[2] P. Sadowski, Działania wojenne na Sądecczyźnie w styczniu 1945 r. [w:] Masz synów w lasach, Polsko… Podziemie niepodległościowe i opór społeczny na Sądecczyźnie w latach 1945–1956, red. D. Golik, Nowy Sącz 2014, s. 14.

[3] Więcej o postaci Tadeusza Dymla i jego oddziale zob. D. Golik, Tadeusz Dymel „Srebrny” – bohater czy konfident?, „Rocznik Sądecki” 2010, t. 38, s. 167–188.

[4] Archiwum Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, Arch. MNS 72305 II/66, W. Młyniec, „Z mojego pamiętnika”, mps, bmd, s. 2. Organisation Todt była niemiecką paramilitarną formacją budowlaną, realizującą różne zlecone jej inwestycje, przede wszystkim zaś odpowiadającą za powstawanie strategicznych obiektów wojskowych (w tym m.in. fortyfikacji).

[5] Na wysadzenie magazynu przy ul. Długosza się ostatecznie nie zdecydowano. W swoim pamiętniku Witold Młyniec sugerował, że na decyzję taką mogła mieć wpływ obawa o los zamieszkujących w pobliżu Polaków (był to teren gęsto zabudowany).

[6] J. Bieniek, Łącko konspiracją kwitnące, Nowy Sącz 1988, s. 169.

[7] IPN Kr 111/2820, op. cit., k. 13, Protokół przesłuchania podejrzanej Emilii Dobrowolskiej z 31.08.1947; k. 14, Protokół przesłuchania podejrzanej Agaty Klostermajer z 31.08.1947. Na podstawie powyższych zeznań trudno ocenić jaki efekt przyniosła akcja ostrzegania mieszkańców Nowego Sącza przed spodziewanym wybuchem, gdyż Dobrowolska odmówiła wykonania polecenia Dymla, natomiast Klostermajer w swojej relacji nie potwierdza jednoznacznie, że kogoś powiadomiła o podminowaniu Zamku.

[8] Więcej o propagandowym wymiarze wysadzenia Zamku w Nowym Sączu m.in. w D. Golik, Nieszczęście „Aloszy”, „Biuletyn IPN” 2009, nr 8–9, s. 152–158. O „cudownym” ocaleniu Krakowa pisali w minionych latach: J. Bieriezniak, Hasło „D.S.”, Kraków 1977; R. Sławecki, Manewr, który ocalił Kraków, Kraków 1975.

[9] BArch, ZB II 1429 A. 02, Bericht über die Räumung der Kreishauptmannschaft Neu-Sandez, Meiβen, 12.02.1945, bp. Por.: ibidem, Tagebuch der Stadtkommisars, fortsetzung, Neu-Sandez, bmd, bp.

[10] Udało się ustalić nazwiska 12 Niemców, których śmierć miała bezpośredni związek z eksplozją lub też można domniemywać, że nastąpiła na jej skutek. Nie wiadomo jednak, ile osób było rannych i kontuzjowanych. Ciężkie do ustalenia są też dane na temat Polaków, którzy ucierpieli na skutek wybuchu. Tego dnia w granicach Nowego Sącza zginęło łącznie 9 osób, jednakże zdecydowana większość z nich poniosła zapewne śmierć na skutek sowieckiego ostrzału artyleryjskiego i bombardowań. W sposób ostrożny ze skutkami wybuchu łączyć by można śmierć jednej tylko osoby. Zob.: Urząd Stanu Cywilnego w Nowym Sączu [dalej: USC Nowy Sącz], „Nowy Sącz Miasto 1927–1945 Zgony”; „Kolejowa 1937–1945 Zgony”.

[11] BArch, ZB II 1429 A. 02, Bericht über die Räumung der Kreishauptmannschaft Neu-Sandez, Meiβen, 12 II 1945 r., bp.

[12] Ibidem.

[13] BArch, ZB II 1429 A. 02, Der Kreishauptmann im Jasło, Kriegstagebuch fuer die Zeit vom 12. Januar 1945 – 6. Februar 45, mps, bmd, bp. Około godziny 17.00 w dniu 17 stycznia zaczęła się dalsza podróż urzędników jasielskiego starostwa przez Limanową do Rabki, gdzie dotarli oni dopiero 18 stycznia po północy.

[14] Ibidem.

[15] BArch, ZB II 1429 A. 02, Bericht über die Räumung der Kreishauptmannschaft Neu-Sandez, Meiβen, 12 II 1945 r., bp. Starosta nowosądecki dotarł ostatecznie do punktu zbornego w Bolesławcu 27 I 1945 r.

[16] P. Sadowski, op. cit., s. 35.

[17] Ibidem, s. 36

[18] Ibidem.

[19] Ibidem, s. 36–38.

[20] Ibidem, s. 45–47.

[21] W literaturze historycznej pojawia się liczba 381 pochowanych na tym cmentarzu żołnierzy i funkcjonariuszy niemieckich (P. Sadowski, op. cit., s. 35, 48–49), która wynika najprawdopodobniej z danych zawartych w polskich ankietach grobownictwa sporządzonych już po zakończeniu wojny (Archiwum Narodowe w Krakowie, Oddział IV, UWKr II 1043, Groby wojenne – groby żołnierzy niemieckich). Właściwą liczbę udało się jednakże ustalić na podstawie bardziej precyzyjnych dokumentów niemieckich. Zob.: „Lista imienna żołnierzy niemieckich pochowanych na kwaterach w Nowym Sączu i Rabce-Zdroju” – udostępniona autorowi przez Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge za pośrednictwem Pani Barbary Chlebus z Fundacji „Pamięć”, 17.07.2012.

[22] W opracowaniu tego zagadnienia posiłkowałem się przygotowanym przez dr. Marcina Kasprzyckiego na potrzeby pionu poszukiwań i identyfikacji IPN roboczym zestawieniem osób zabitych i pochowanych na cmentarzu parafialnym przy ul. Rejtana w 1945 r. Por.: USC Nowy Sącz, „Nowy Sącz Miasto 1927–1945 Zgony”; „Kolejowa 1937–1945 Zgony”; L. Migrała, Historia Nowego Sącza, Nowy Sącz 2017, s. 306–307.