Obozy pracy przymusowej dla Żydów w Generalnym Gubernatorstwie

Artur Franczak

Zagadnienie wykorzystania siły roboczej, zwłaszcza w pracy wykonywanej przez Żydów i jej znaczenie dla nowego porządku, jaki mieli wprowadzić Niemcy w Europie było tematem rozważań nazistowskich polityków, jak i ekonomistów jeszcze przed wybuchem wojny. W latach trzydziestych padały zdania, że należy ich całkowicie usunąć z kontynentu europejskiego. Podstawą tych opinii był światopogląd narodowosocjalistyczny, według którego stosunek poszczególnych państw do Żydów stanowi jedną z ich podstawowych cech charakterystycznych i był jednym z zasadniczych kryteriów, decydujących o ich miejscu w „nowym porządku”. Według tej ideologii nie było w nim miejsca dla Żydów, ponieważ zjawisko zwane pracą uważano za zupełnie nieistniejące wśród „pasożytów”.

Zgodnie z tym przekonaniem Żydów należało zlikwidować jako „element bezużyteczny”, zbyteczny, a nawet szkodliwy z czysto gospodarczego punktu widzenia. Jak to rzeczywiście wyglądało i jak zrealizowano te założenia, można przekonać się  na podstawie  dziejów obozów pracy na terytorium Generalnego Gubernatorstwa[1]. Nie bez znaczenia dla niemieckiej gospodarki okazała się liczebność społeczności żydowskiej – postrzeganej jako potencjalna siła robocza tak potrzebna w przemyśle – zwłaszcza na okupowanych ziemiach polskich.

Inicjatywę organizacji pracy przymusowej wobec Żydów Niemcy podejmowali na terenie Trzeciej Rzeszy jeszcze przed 1939 r. Zgodnie z dyrektywą z 20 grudnia 1938 r. miano podjąć wszelkie środki, by zatrudnić wszystkich bezrobotnych i zdolnych do pracy Żydów w inwestycjach budowlanych i rekultywacyjnych, zarówno tych realizowanych przez przedsiębiorstwa prywatne, jak i publiczne, w brygadach złożonych wyłącznie z Żydów. Na początku 1941 r. w tego typu projektach pracowało około 30 tysięcy osób[2]. Dwa miesiące później podjęto decyzję, że w wypadku konfliktu zbrojnego wszyscy Żydzi płci męskiej w wieku od 18 do 55 roku życia będą zobowiązani do przymusowej pracy[3].

Z chwilą wybuchu wojny do planów tych nie przykładano większego znaczenia z uwagi na fakt, że pobyt Żydów w Rzeszy traktowano jako tymczasowy i oczekiwano ich deportacji do Generalnego Gubernatorstwa. Podejście to uległo zmianie w następnym roku, z uwagi na wciąż odkładaną decyzję dotyczącą wywózki Żydów oraz na coraz większe zapotrzebowanie na siłę roboczą. Wydano więc nakaz rejestracji wszystkich Żydów w wieku od 15 do 50 lat, a w maju i czerwcu 1940 r. przydzielono ich do pracy w przemyśle. Liczba zatrudnionych szybko rosła, osiągając w październiku tego roku poziom ok. 40 tys. zatrudnionych. Do pracy przywożono również Żydów z Kraju Warty, przydzielając ich do przedsięwzięć budowlanych, jak chociażby budowa drogi między Frankfurtem nad Odrą a Poznaniem. Z uwagi jednak na odgórną politykę dotyczącą oczyszczenia terenu Rzeszy z Żydów, zaniechano dalszego ściągania ich do pracy na terenie Niemiec[4].

Wybuch wojny spowodował ogromny wzrost bezrobocia na terenach ogarniętych konfliktem zbrojnym. Gospodarka właściwie przestała istnieć. Ogromne rzesze ludzi poszukiwały pracy, co przekładało się na fakt, że początkowo nie było potrzeby wprowadzania przymusu pracy. Z biegiem czasu sytuacja ta uległa zmianie. Decydentów III Rzeszy denerwowało bezproduktywne „wałęsanie się” ogromnej – ich zdaniem – liczby Żydów, których należało natychmiast wykorzystać do różnych prac. Polityka nazistów dotycząca wykorzystania polskich Żydów jako siły roboczej ewaluowała w trakcie trwania wojny: Początkowo nie zdawano sobie sprawy z ich potencjału i kwalifikacji. Z biegiem czasu dostrzeżono zalety, jakie ich praca, zwłaszcza darmowa, może nieść dla rozwoju gospodarki Rzeszy. Z początkiem wojny dorywczo wykorzystywano Żydów do określonych robót[5]. Zarówno wojskowe, jak i cywilne władze okupacyjne rozpoczęły więc wyłapywanie ich, prosto z ulic i innych obszarów przestrzeni publicznej, do prac porządkowych, odgruzowywania arterii, zasypywania rowów przeciwczołgowych, porządkowania ulic, usuwania śniegu oraz innych doraźnych prac[6]. Bez względu na stan zdrowia czy wiek kierowano ich do różnych robót. Czyniono to zazwyczaj w okrutny sposób, o czym wspomina w swojej relacji Michał Bergman Winter: Pojmanych Żydów w tej pierwszej łapance zostało około 100 osób. Żydów miejscowych i poza miejscowych. Wszystkich nas popędzono do różnych niebezpiecznych robót, przy rozbieraniu różnego rodzaju materiałów wojskowych porzuconych przez ustępujące Wojsko Polskie. Najgorsza jak dotychczas była praca przy udziale kolb karabinów, wyciorów i psów wojskowych. Tak też we łzach i mękach, cierpieniach i krwi pracowaliśmy do późnego wieczora[7].

Prace, do których zmuszano bezbronnych  Żydów częstokroć służyły za pretekst do ich upokarzania (czyszczenie gołymi rękami dołów kloacznych, zamiatanie ulic miast itp.), szydzenia, naigrywania i katowania przez zdemoralizowanych żołdaków Wehrmachtu[8] i przy ogólnym zadowoleniu okolicznych gapiów. Do żydowskich mieszkań Niemców oprowadzała pewna część młodzieży polskiej, zadowolonej z ich zaszczytnej pomocy udzielanej Niemcom przeciw ludności żydowskiej. Szczególnie wyróżnił się w tej haniebnej pomocy Niemcom b. pracownik polski z cukierni K. S-ierdzki w Nowym Sączu. Te pierwsze cierpienia przy łapance nie były na tyle zadawane Żydom przez samych Niemców co przez ową chuligańsko-antysemicką polską młodzież[9], wspomina wyżej cytowany już Michał Bergman. Żydowski lekarz z getta krakowskiego, Julian Aleksandrowicz, pisał zaś w swoich wspomnieniach: Raz w tygodniu zapędzano nas do pracy fizycznej. Zamiataliśmy śnieg z ulicy. […] Oto pojawiała się grupa uliczników, która wyszydzała nas, obrzucając śniegiem i końskim łajnem[10].

Brutalne znęcanie się w trakcie wykonywanych czynności przyczyniło się do tego, że Żydzi zaczęli unikać kontaktu z Niemcami, ukrywać się w różnych miejscach, zaś ci, którzy mogli sobie pozwolić, wykupywali się. Naziści traktowali wykup jako dodatkowe źródło dochodu, a jednocześnie brali za pewniki stały dopływ darmowej siły roboczej spośród osób, które nie mogły się wykupić. Chaos, jaki przy tym zapanował starano się opanować, tworząc komitety, które miały wyznaczać ludzi do pracy; tym samym starano się ograniczyć dzikie łapanki; zdawano sobie sprawę, że takie działanie nie sprzyja w pełni racjonalnemu wykorzystaniu potencjału żydowskich robotników[11]. Od początku okupacji Niemcy korzystali więc z taniej, czy wręcz bezpłatnej, siły roboczej, z czasem zmieniając jej formę organizacyjną.

Jednym z pierwszych aktów prawnych stanowiących zalążek tworzonych później na terenie Generalnego Gubernatorstwa obozów pracy było rozporządzenie wydane przez jego gubernatora, dr. Hansa Franka z  26 października 1939 r., które dotyczyło przymusu pracy dla ludności Żydowskiej w wieku od 14 do 60 lat (dla ludność polskiej wprowadzono obowiązek pracy od 18. roku życia, później rozszerzony na młodzież od 14. roku życia)[12]. Na terenach wcielonych do III Rzeszy obowiązek pracy dotyczył Polaków od 12. roku życia[13].  Szczegółowe wytyczne zawarto w rozporządzeniu wykonawczym z dnia 31 października 1939 r., którego celem było wyłączenie z przepisów polskiego prawa pracy norm dotyczących warunków i ochrony pracy.

W ramach tego obowiązku ludność polska musiała wykonywać pracę w gospodarstwach rolnych, przy budowie i utrzymaniu budynków użyteczności publicznej, budowie dróg i torów kolejowych oraz regulacji rzek. Obowiązek dotyczył wszystkich, którzy byli zdolni do pracy, również z częściową zdolnością. Wobec osób, które nie zastosowałyby się do obowiązku pracy przewidziano użycie siły fizycznej oraz kary grzywny lub więzienia. Ponadto Urząd Pracy (Arbeitsamt), któremu podporządkowano kompetencję regulacji stosunków pracy, mógł nakładać kary porządkowe do maksymalnej wysokości 20 marek niemieckich[14].  Wprowadzono również zakaz zmiany pracy bez zezwolenia Urzędów Pracy, które decydowały o zatrudnieniu większości ludności polskiej w GG. Z czasem zdobycie zaświadczenia z tych urzędów było konieczne, by uchronić się przed wysłaniem na przymusowe roboty do Niemiec. W następnym roku wprowadzono przepis o karcie pracy i zniesieniu urlopów oraz utworzono tzw. służbę budowlaną (Baudienst), posiadającą własne obozy pracy[15]. Obowiązek pracy ludności polskiej przybrał z czasem charakter pracy przymusowej.

Drugie rozporządzenie, z dnia 26 października dotyczyło wszystkich Żydów, którzy podlegali przymusowi pracy (Arbeitszwang)[16]. Miało ono polegać na wcieleniu ich do oddziałów (kolumn) robotników pracy przymusowej. Wydanie przepisów wykonawczych do tego rozporządzenia powierzono wyższemu dowódcy SS i policji Friedrichowi Wilhelmowi Krügerowi, któremu podlegali dowódcy obu formacji w czterech dystryktach GG. W tym akcie prawnym nie uwzględniono kwestii płac czy uprawnień socjalnych zmuszonych do pracy Żydów. Dwa miesiące później, 11 i 12 grudnia, Krüger, ogłosił „pierwsze” i „drugie” postanowienie wykonawcze do rozporządzenia, w którym drobiazgowo opisano przymus pracy dla Żydów wraz z ich narzędziami, przekazując tą ludność do dyspozycji policji niemieckiej. Wszyscy żydowscy mieszkańcy Generalnego Gubernatorstwa od ukończonego 14. do ukończonego 60. roku życia podlegali przymusowi pracy. Rozporządzenie rozciągało się pierwotnie na Żydów płci męskiej od ukończonego 12. do ukończonego 60. roku życia[17].

Zarządzono też, że okres pracy ustala się zasadniczo na dwa lata. Czas ten mógł zostać przedłużony, jeśli nie zostanie osiągnięty cel wychowawczy pracy przymusowej[18]. Objęci przymusem mieli zostać zatrudnieni według posiadanych umiejętności zawodowych i umieszczeni w obozach pracy. W paragrafie 5. postanowienia z 12 grudnia czytamy: Żydzi, wpisani do kartoteki poborowej a powołani do pracy przymusowej, winni punktualnie w oznaczonym czasie zjawić się w miejscu zbiórki. Żywność na 2 dni oraz 2 czyste koce należy przynieść ze sobą. Rzemieślnicy, szczególnie właściciele warsztatów, winni dostarczyć na miejsce zbiórki wszystkie narzędzia. Przewóz narzędzi na miejsce zbiórki należy zabezpieczyć w danym wypadku przez uskutecznione na czas zgłoszenie radzie żydowskiej. Maszyny rzemieślnicze wraz z przynależnościami, należące do podlegającego przymusowi pracy, podlegają po powołaniu jego władzy rozporządzenia służby pracy przymusowej[19].

Rady Żydowskie (Judenraty) zobowiązano do przeprowadzenia spisu wszystkich Żydów, którzy podlegali temu zarządzeniu[20]. Miały one obowiązek założenia kartotek pracy przymusowej oraz organizacji batalionów pracy lub brygad pracy[21].  Sądeczanin Markus Lustig wspominał: taką listę tutejszy Judenrat sporządzał w stosunku do mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat. Osoby zaś występujące na liście musiały odbyć kilka dni pracy w ciągu miesiąca na rzecz Biura Pracy lub zapłacić za nie trzy lub cztery złote[22].

W grudniu 1939 r. Wilhelm Krüger zobowiązał wszystkie Judenraty do organizowania żydowskich kolumn pracy przymusowej[23]. Oznajmił on, że na razie należy Żydów uformować w brygady i kierować do prac tam, gdzie istnieje pilne zapotrzebowanie. Stwierdzenie zapotrzebowania należało do szefów dystryktów[24]. Miało to ułatwić podział żydowskiej siły roboczej według struktury zawodowej. Rejestracją tą objęto również przedsiębiorstwa i warsztaty należące do ludności żydowskiej oraz narzędzia i maszyny, jakie Żydzi jeszcze posiadali, a które chciano wykorzystać lub przejąć. Wszyscy zobowiązani byli zgłosić się osobiście w niemieckim urzędzie pracy lub w odpowiednim wydziale przy Juderacie. Obowiązek zgłaszania dzieci do lat 14 spoczywał na ich rodzicach. Rejestracji osób starszych lub takich, których stan zdrowia lub kalectwo wykluczały możliwość osobistej obecności w biurze mogła dokonać głowa rodziny. W GG Judenraty powyższy spis przeprowadziły między lutym a majem 1940 r.

Kolumny robocze powstałe na polecenie Wilhelma Krügera były pierwszym sposobem wykorzystania siły roboczej[25]. Gdy jakaś niemiecka agenda potrzebowała rąk do pracy, zabierała wyłapywanych na ulicy Żydów, tworząc takie kolumny. Nadawały się one jednak jedynie do prac doraźnych, np. odśnieżania ulic, zasypywania rowów lub niektórych robót budowlanych. Początkowo w wielu większych miastach Judenraty zapewniały po kilka tysięcy robotników dziennie. Rekrutowali się oni z najuboższych warstw ludności, przesiedleńców i uchodźców, którzy z jednej strony nie mieli nic do stracenia, z drugiej zaś liczyli na powrót w swoje rodzinne okolice i ewentualną możliwość ucieczki[26]. Ci, których było na to stać wykupowali się od pracy, płacąc zastępcom i jednocześnie zasilając w znaczący sposób budżet Judenratów[27]. Ten, początkowo nieformalny, sposób na organizację osób do pracy, gdzie umowa zawierana była między dwiema zainteresowanymi stronami, w późniejszym okresie został oficjalnie zaakceptowany przez Niemców. Opłaty były różne w zależności od miasta, miejsca pracy czy rodzaju wykonywanych robót i wynosiły od kilku do kilkunastu złotych za każdy dzień roboczy. W 1940 r., w zależności od miesiąca i miejscowości, liczba zwolnionych w ten sposób sięgała nawet do 60 procent osób powołanych do pracy przymusowej[28].

Zdarzały się sytuacje, że rano przed siedzibą Rady Żydowskiej stało więcej chętnych do pracy w zastępstwie niż była potrzeba, ponieważ dla wielu stanowiło to jedyny sposób na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy. Dzięki temu znikał strach przed niespodziewanymi łapankami, a najubożsi pracownicy mieli możliwość zdobycia środków na utrzymanie. Wkrótce jednak wytworzyły się dwie grupy: tych, których zawsze posyłano do pracy i tych, którzy mogli się od niej wykupić[29]. Dwudziestoczteroletni mężczyzna, który pracował w obozie w Mordach wspominał: Zmuszony krytycznym położeniem materialnym powziąłem decyzję ochotniczego zgłoszenia się do obozu pracy. Nietrudno pojąć ogrom mojej nędzy, będącej w stanie skłonić mnie do dobrowolnego udania się do tego piekła, przed którym drżą setki tysięcy Żydów. W celu załatwienia formalności związanych z wyjazdem udałem się do Gminy, gdzie odbywała się rejestracja ochotników połączona z badaniem lekarskim[30].

Możliwość wykupienia się budziła wśród mieszkańców getta sporo kontrowersji. Kronikarz Zagłady, Emanuel Ringelblum pisał, że jest to rzecz niegodna: Bogaci paniczkowie pracują w policji, instytucjach społecznych, są ubezpieczeni w Kasach chorych jako zatrudnieni rzekomo w rozmaitych firmach i dlatego w pierwszym rzędzie mogą się wykupić od obozów pracy. W Łowiczu, według relacji świadków, Bogaci synalkowie nie pojechali. Wybrano biedaków, którzy nie mieli protekcji [31]. Czasami o wysyłce tych, a nie innych ludzi decydował przypadek; gdy robotnik się nie zgłosił, brano zakładników.

Po zakończeniu pracy Żydów zwalniano, a następnie procedurę tworzenia kolumn powtarzano[32]. Z pracy przymusowej w pierwszym okresie zwolnione były kobiety z małymi dziećmi oraz pewna – bliżej nieokreślona – liczba ludzi, którzy znaleźli zatrudnienie w administracji żydowskiej, w szpitalach, ambulatoriach lub też posiadali fałszywe dokumenty potwierdzające zatrudnienie, a także rzemieślnicy[33]. Jak podaje „Gazeta Żydowska”, w lipcu 1940 r. krakowski Judenrat rozszerzył obowiązek pracy w stosunku do kobiet w wieku od 18 do 25 lat.[34] Zwolnieni z robót były także osoby zatrudnione w swoich dawnych zakładach pracy. Wynikało to z faktu, że spora część tych, którzy przejmowali przedsiębiorstwa żydowskie nie posiadała odpowiednich kwalifikacji i musiała zatrudniać fachowców, zazwyczaj byłych właścicieli czy też dawnych pracowników.

Kolumny czy też brygady robocze z czasem przestały spełniać oczekiwania Niemców i zostały zastąpione bardziej wydajnym systemem pracy przymusowej – obozami pracy (Zwangsarbeitslager für Juden, Judenarbeitslager, Julag).  Same nazwy nie określały istoty funkcjonowania obozów, lecz charakter pracy więźniów, warunki ich egzystencji oraz reżim panujący w danym obozie[35]. Najgorszy obowiązywał w tych nadzorowanych przez SS i policję, które właściwie od samego początku podobne były do obozów koncentracyjnych. Według ustaleń Józefa Marszałka obozów pracy przymusowej było na terenie GG w latach 1939–1945 aż 792, z czego aż 491 stanowiły obozy, w których przebywali wyłącznie Żydzi[36]. Obozy te tworzono w celu jeszcze większego zaktywizowania Żydów do pracy, w pobliżu miejsc wykonywanych robót, które uważano za ważne z punktu widzenia militarnego czy gospodarczego. Stanowiły one najliczniejszą grupę obozów, najwyższą liczbę osiągnęły w 1942 r, a ich wielkość bywała różna. Stały się też miejscem powolnej Zagłady – z czasem znikały, podobnie jak znikali pracujący w nich eksterminowani Żydzi[37]. Pomysł ich tworzenia wyszedł od samego Heinricha Himmlera, który zaproponował, aby wzdłuż wschodniej granicy GG[38] wykopać rów przeciwczołgowy dla lepszego zabezpieczenia przed Armią Czerwoną[39]. Prace te mieli wykonywać Żydzi zgromadzeni w utworzonych z inicjatywy Odila Globocnika, dowódcy SS i policji w dystrykcie lubelskim, obozach na terenach dystryktu lubelskiego[40]. Były to obozy utworzone na potrzeby budowy fortyfikacji wzdłuż wschodniej granicy z ZSRR (utworzono ich dziesięć z centralnym obozem w Bełżcu)[41] i podlegały bezpośrednio SS. Jesienią 1940 r. funkcjonowało ich już 68, a przebywało w nich od 50 do 70 tysięcy Żydów[42]. Wysiłek przy tym programie, który z punktu gospodarczego i militarnego nie miał większego znaczenia, doprowadził do fizycznego wyniszczenia Żydów i do znacznego zubożenia Judenratów, które musiały opłacać robotników oraz utrzymać ich rodziny.

W 1940 r. również Inspekcja Gospodarki Wodnej podjęła się organizacji obozów dla Żydów[43] w pobliżu miejsc, w których podejmowano roboty drogowe i melioracyjne[44]. Podobnie dowództwo sił lotniczych tworzyło swoje obozy do prac przy lotniskach, jak w Zamościu, w Dęblinie czy Międzyrzeczu. Obozy tworzone były we wszystkich dystryktach GG: lubelskim, radomskim, krakowskim, warszawskim, a po 1941 r. również w dystrykcie Galicja. Żydzi pracowali przy budowie mostów i dróg, wycinaniu lasów, osuszaniu bagien, tłoczeniu kamieni w kamieniołomach, budowie torów kolejowych czy wyładunku węgla. Zmuszano ich do wykonywania najcięższych robót fizycznych. W tym samym roku wydano szereg przepisów uzupełniających dotyczących zatrudnionych przez niemieckie firmy Żydów, podkreślając w nich konieczność izolowania ich od pracowników polskich[45].

Od lipca 1940 r. do czerwca 1942 r. wszelkie kwestie związane z dysponowaniem pracą Żydów zostały podporządkowane niemieckim władzom cywilnym. Wydział Pracy przy Urzędzie Generalnego Gubernatora oraz sieć podległych mu urzędów pracy (Arbeitsamtów), zarządzały odtąd tysiącami żydowskich robotników[46]. Nie zakończyło to oczywiście ciągłych sporów dotyczących zagadnienia wykorzystania siły roboczej, jakie toczyły się pomiędzy trzema organami władzy okupacyjnej, tj. Wehrmachtem, zarządem cywilnym Hansa Franka i SS. Spory te miały miejsce nie tylko na obszarze GG, ale docierały również do władz centralnych Trzeciej Rzeszy[47]. W kompetencji SS pozostawiono ewidencję i mobilizację Żydów. Od tej chwil każdy pracodawca chcący uzyskać pracowników musiał zwrócić się do Urzędu Pracy i był zobowiązany do wypłacenia pracującym Żydom minimalnego wynagrodzenia. Według oficjalnych wytycznych praca w obozach stanowiła pracę nie przymusową, ale najemną; robotnikom przysługiwało zatem wynagrodzenie. W rzeczywistości więźniowie otrzymywali wynagrodzenie w nielicznych, bardzo rzadkich przypadkach[48]. Ustępstwem wobec SS było ustalenie, iż w zamkniętych obozach, które były pod bezpośrednim zarządem SS, płaca żydowskich robotników miała zostać utrzymana na dotychczasowym poziomie, a pracujący w nich Żydzi mogli liczyć na premię „za wydajność”[49]. Do grona tych trzech instytucji, zainteresowanych ogromnym potencjałem darmowej pracy Żydów, dołączyły jeszcze rzesze firm, przedsiębiorstw i towarzystw niemieckich, które szukały okazji do szybkiego wzbogacenia się.

Tworzenie obozów okazało się jednak zadaniem trudnym, wymagającym przede wszystkim czasu, pomieszczeń i wyżywienia, na co zwracał uwagę Krüger w swoim sprawozdaniu z listopada 1939 r.[50] Problemem była także migracja Żydów w obrębie GG oraz fakt, że częste wyłapywanie ich do prac doraźnych, odrywało bardzo wielu od pracy wykonywanej w warsztatach i zakładach. W okólniku, jaki rozesłano do wszystkich biur pracy w lipcu 1940 r. zwrócono uwagę na niedobory rąk do pracy związane z masowym wysyłaniem Polaków do pracy w Rzeszy. Zalecono w nim również przekazywanie wszelkich spraw do Urzędu Pracy, zaś dla zwiększenia wydajności pracy przy większych projektach tworzono obozy pracy przymusowej, w których zaczęto koszarować Żydów. Podobnie jak w przypadku brygad roboczych, naborem do obozów pracy zajmowały się Judenraty.

Niemieckie urzędy, odpowiedzialne za przeprowadzenie konkretnych inwestycji, ogłaszały przetarg. Zwycięska firma zgłaszała zapotrzebowanie do miejscowego Arbeitsamtu na określoną liczbę Żydów, ten zaś wydawał Judenratom nakaz dostarczenia robotników. Organizacja powszechnego przymusu pracy została zatem w całości przerzucona przez Niemców na rady żydowskie. Odpowiadały one nie tylko za skuteczne i terminowe dostarczenie siły roboczej, lecz także za opiekę nad robotnikami w obozie i nad ich rodzinami na miejscu. Należy przy tym pamiętać, że oprócz tego obowiązku, rady musiały sprostać także nakazowi codziennego dostarczania robotników do placówek w najbliższej okolicy. Zadanie to stało się dla rad żydowskich egzaminem nie tylko sprawności działania, ale również sprawdzianem moralności. Jak pokazują liczne relacje ocalałych, Judenraty zadania tego nie zdały, a świadectwa opisują ich działalność niepochlebnie, wspominając o częstych nadużyciach, korupcji i bezduszności. Wyjątkami są przykłady postaw, jakie miały miejsce na przykład w getcie w Nowym Sączu, a i to w odniesieniu jedynie do pierwszego składu rady[51].

Zgromadzonych Żydów rejestrowano, poddawano badaniom lekarskim, czasami – jak to miało miejsce w getcie warszawskim – kierowano na kwarantannę, a następnie po wyekwipowaniu wysyłano do obozów. Osoby uznane za zdolne do pracy oczekiwały na wyznaczony dzień. W przypadku, gdy nie zdołano zebrać wymaganej liczby ochotników, Judenrat wysyłał zawiadomienia do osób ze sporządzonej listy na podstawie utworzonej kartoteki Żydów objętych przymusem. Gdy nie udawało się zgromadzić ustalonej grupy, Judenrat przy pomocy Żydowskiej Służby Porządkowej (tzw. „Policji Żydowskiej”) lub policji granatowej urządzał na ulicach łapanki, którym towarzyszyły dramatyczne sceny. Przed złapaniem nie chronił żaden dokument ani zaświadczenie. W wyjątkowych przypadkach usiłowano przekupić urzędników Arbeitsamtu, by kontyngent został zmniejszony. Tuż przed wyjazdem brygada pracowników gromadzona była w punkcie zbiórki, skąd prowadzono ich do miejsca, gdzie mieli przejść kwarantannę. Nie wszędzie było to jednak stosowane, a przy gromadzeniu robotników bywało różnie[52]. Od połowy 1941 r. Niemcy zaczęli bardziej egzekwować nakaz pracy, stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej. W niektórych miejscowościach zasadę tę wprowadzono już wiosną 1940 r. Wybrana grupa osób własnym życiem miała zagwarantować stawienie się tych, którzy zostali wyznaczeni do pracy. Ludzie stawali przed moralnym dylematem: „moje czy cudze życie?”[53].

Brygadom przydzielono żydowskich nadzorców (Aufseher) i grupowych (Judengruppenführer). Aby zapewnić sobie posłuszeństwo, stosowano zasadę brania zakładników. Często były nimi głowy rodzin; to ich zabierano do prac. Powodowało to również, że Niemcy nie musieli angażować do pilnowania pracujących znacznych sił policyjnych czy służb wartowniczych. Te zaś, zazwyczaj niewystarczające do coraz bardziej rosnącej liczby powstających obozów na terenie GG, były uzupełniane policją pomocniczą złożoną z Volksdeutschów, płatnymi strażnikami, członkami SA oraz Organizacji Todt[54], a także polskimi brygadzistami[55]. Koszty funkcjonowania obozów były relatywnie niskie. Znajdowały się w nich prymitywne urządzenia sanitarne, pracownicy przymusowi często spali w lichych barakach, w ciasnych pomieszczeniach, a ich prycze znajdowały się na podłodze. Wtłoczono nas jak śledzie[56] notuje nieznany świadek. Ubrań nie wydawano. Jak podaje inż. A. Reinberg: Większość uczestników rekrutuje się ze sfer spauperyzowanej biednej ludności żydowskiej i przybywa do obozów w odzieży niewystarczającej, w butach zniszczonych, bez koców. Ale i ci, którzy przybywają do obozu z ekwipunkiem dostatecznym, po krótkim czasie przebywania w obozie, znajdują się już w stanie opłakanym. Przy robotach ziemnych, melioracyjnych i szosowych, odzież i obuwie niszczy się nadzwyczaj szybko. Nastająca chłodna pora roku wymaga zwrócenia uwagi na ten odcinek zagadnienia, w przeciwnym razie będzie to jeszcze jedna przyczyna wielkiego ubytku rąk roboczych i wyniszczenia organizmów tych, którzy nadal przy pracy zostaną[57].

Do niektórych obozów żywność dostarczały Rady Żydowskie, do innych administracja cywilna. Ograniczała się ona do chleba, kiepskiej jakości zupy, ziemniaków, margaryny i resztek mięsa. Praca trwała od świtu do nocy, pozbawiając Żydów ostatków sił. Ponieważ pracodawcom nie opłacało się codziennie odwozić pracujących do getta, umieszczano ich w miejscu wykonywania robót.  Każdego dnia umierał ktoś, kto nie sprostał tempu pracy.

W pierwszym okresie rozwoju obozów pracy przymusowej, a więc do końca 1940 r. a miejscami nawet do lipca 1941 r., władze administracyjne i wojskowe traktowały przebywających w nich Żydów jako tanią siłę roboczą, niezbędną do wykonania określonego zadania. Nie oznacza to jednak chęci Niemców do fizycznego wyniszczenia pracowników. Śmiertelność i stan fizyczny Żydów mogły wynikać również z nieprzyzwyczajenia do tak ciężkich robót, a także nieumiejętności wykonywania konkretnej pracy. Brak umiejętności, słabe wyniki, pogardliwy stosunek strażników, szykany oraz kary sprawiały jednak wrażenie, że Niemcy dążyli do biologicznego wyniszczenia więźniów. Śmiertelność była wysoka. Raul Hilberg pisze, że według jednego z ocalałych nawet w niewielkich obozach, przetrzymujących nie więcej niż 400–500 więźniów, umierało około dwunastu osób dziennie[58]. Zdarzało się, że po zakończonej pracy pracujących z obozu przeprowadzano z powrotem do getta.  Tam zaś wykorzystywano ich do innych prac. Częściej jednak administracja obozów nie odsyłała ich do gett po zakończeniu robót, a wysyłała do innych miejsc pracy. W ten sposób wielu Żydów nie zobaczyło już nigdy swoich bliskich.

Do marca 1942 r. można zaobserwować stały wzrost przymusowo zatrudnionych Żydów, których liczba za rok 1940 wynosiła około 700 tys. osób[59]. Wiązało się z tym zwiększenie liczby tworzonych obozów pracy przymusowej, zwłaszcza tych pod bezpośrednim nadzorem SS, które pojawiają się w ogromnej licznie, nie tylko na terenie GG, ale również poza jego granicami. Teoretycznie znajdowały się one pod nadzorem komendanta SS i policji, ale w praktyce zakładane były one za pośrednictwem Judenratów, przez różnych prywatnych pracodawców, zarówno niemieckich jak i polskich, posterunki policji, wojsko, urzędy państwowe, gospodarstwa rolne itp.[60].

Rozwój sieci obozów na terenie GG wiązał się z trzema kwestiami: chęcią gospodarczego wykorzystania podbitych terenów, przygotowaniami do wojny z ZSRR oraz wzmacnianiem potencjału zbrojeniowego Rzeszy. System wykorzystania taniej siły roboczej w Polsce można podzielić na trzy elementy: brygady robotników utrzymywane ze względu na niskie koszty, obozy pracy oraz zatrudnienie Żydów w przedsiębiorstwach miejskich czy firmach prywatnych, które znajdowały się na terenie gett.[61] Większość obozów pracy przymusowej funkcjonowała krótko, jedynie nieliczne przetrwały do 1944 r.

W latach 1940–1942 funkcjonowanie większości obozów pracy przymusowej w dziedzinie gospodarki wodnej, rolnictwa oraz budowy dróg związana była z wielkimi niemieckimi planami zagospodarowania podbitych terenów. W 1940 r. rząd GG rozpoczął zakrojone na ogromną skalę roboty melioracyjne i regulacyjne, które miały na celu uporządkowanie stosunków wodnych w dystryktach. Przygotowany w 1940 r. „czteroletni program” zakładał prace melioracyjne, regulowanie potoków górskich i niespławnych rzek, zakończenie budowy zapór rzecznych (np. w Rożnowie[62]), rekultywację nieużytków itp. W dużej części była to kontynuacja realizacji przedwojennych polskich planów gospodarczych z lat 1936–1939[63]. Równolegle z tym programem opracowano drugi projekt regulacji Wisły. Organizacje robót w tym projekcie powierzono Wydziałowi Budownictwa, natomiast regulacja mniejszych rzek oraz prace melioracyjne zostały podporządkowane Grupie Gospodarki Wodnej, zaś od 1941 r. Oddziałowi Gospodarki Wodnej w Wydziale Wyżywienia i Rolnictwa Rządu GG. Nadzorowaniem robót w terenie w latach 1940–1941 zajmowało się 12 inspekcji gospodarki wodnej. W urzędach tych pracowali polscy inżynierowie oraz polskie kadry administracyjne pod nadzorem Niemców.

Największe prace tego typu prowadzono na terenie dystryktu lubelskiego (pow. Biała Podlaska, Chełm, Hrubieszów, Zamość, Radzyń) oraz warszawskiego i krakowskiego. Przy tych projektach melioracyjnych główną siłę roboczą stanowili Żydzi.

Kolejne projekty Niemców, podporządkowane celom wojennym, wiązały się z modernizacją dróg, lotnisk i linii kolejowych. Głównym inwestorem w tym zakresie była Grupa Budowy Dróg w Wydziale Budownictwa Rządu GG, a od 1941 r. Oddział Budowy Dróg w Rządzie GG. Od lipca 1940 r. rozpoczęto realizację modernizacji i budowę połączeń  komunikacyjnych w związku z rozpoczęciem przygotowań do wojny z ZSRR. Plan, który nazwano „Otto Programm”, zakładał budowę w GG nowych odcinków szos w kierunku wschodnim oraz w kierunku północ–południe w pobliżu granicy między GG a ZSRR, a także budowę rowu przeciwczołgowego na linii demarkacyjnej z ZSRR.

Tymczasowe obozy pracy powoływano z reguły do wykonywania określonych zadań, a następnie rozwiązywano je. Przeważnie działały od wiosny do jesieni. Żydzi zatrudniani byli również w dużej mierze w majątkach ziemskich administrowanych przez Niemców i podległych Wydziałowi Wyżywienia i Rolnictwa GG. Szczególne znaczenie miały żydowskie obozy pracy w powiatach Czortków i Tarnopol. Żydzi byli zatrudniani także w majątkach pozostających w rękach SS oraz w administracji dotychczasowych właścicieli (Polaków).

Również na potrzeby innych gałęzi gospodarki, w tym kolei i lotnictwa, tworzone były obozy pracy przymusowej. Największy obóz przy zakładzie przemysłowym założono w sierpniu 1942 r. w Skarżysku-Kamiennej przy fabryce amunicji, należącej od 1940 r. do koncernu Hugo Schneider Aktiengesellschaft (HASAG)[64]. Innym słynnym obozem  powstałym na potrzeby SS, do którego trafili miedzy innym Żydzi z Nowego Sącza, był obóz w Pustkowie[65].

W chwili rozpoczęcia „Akcji Reinhardt”, której celem była zagłada Żydów z terenu GG oraz Bezirk Bialystok, w 1942 r., rozpoczął się kolejny okres – druga era – w funkcjonowaniu obozów pracy, trwający już do końca wojny. Tym razem SS obmyślała już inny rodzaj obozów dla tych Żydów, których zamierzała wykorzystywać jako siłę roboczą. W czerwcu rozesłano do wszystkich urzędów pracy na terenie GG okólnik, w którym informowano, że w przyszłości o zatrudnieniu Żydów będą decydować dowódcy SS i policji w danym dystrykcie. W ten sposób jednostki te przejęły władzę nad siłą roboczą, a tym samym administracja cywilna gubernatora Franka straciła kontrolę nad Żydami znajdującymi się w obozach[66].  Zamknięto Wydział Pracy, zaś jego obowiązki przejęło SS. Dotychczasowe kenkarty zastąpiono nowymi dokumentami zwanymi Judenausweiss z pieczątką dowódcy SS i policji, wprowadzono również znaczki z symbolami wskazującymi na miejsce pracy, np. „W” dla robotników pracujących na rzecz wojska, „R” dla robotników zbrojeniówki, czy „Z” dla tych, którzy pracowali dla służby cywilnej lub rolnictwa[67].

Z chwilą wdrożenia planu „Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” rozpoczął się okres likwidacji obozów pracy. Wszystkie dotychczasowe obozy działające przy placówkach wojskowych miały być przekazane SS, ta zaś miała przenieść  Żydów do obozów koncentracyjnych. Pozostawiono tylko tych Żydów, którzy pracowali w zakładach wytwarzających broń, w warsztatach samochodowych i wybranych innych miejscach, ale tylko do pewnego momentu. W porozumieniu zawartym między SS a wojskiem (Inspekcją Zbrojeniową) ustalono, że Żydom nie będzie wypłacane wynagrodzenie za pracę, nie będą mieli żadnych praw socjalnych, zaś każdy, kto będzie ich zatrudniał zobowiązany jest do uiszczenia na konto SS i policji ustalonej kwoty za każdego pracującego. Wszyscy Żydzi zostali uznani za więźniów Wyższego Dowódcy SS i Policji w GG.

Wśród samych Żydów nastał okres ogromnego niepokoju i usilnych starań o przydział do pracy, który miał w ich mniemaniu chronić przed wysiedleniem. Coraz więcej osób zgłaszało się do pracy dobrowolnie. Rozgorzała walka o zdobycie jakiegokolwiek zajęcia. Każdy starał się o zdobycie świstka papieru, który będzie zabezpieczał przed wyjazdem na wschód.  Żydzi wierzyli, że jeśli będą użyteczni dla Niemców, a ich praca przyczyni się do rozwoju niemieckiego przemysłu wojennego, wówczas ich szanse na przetrwanie wojny będą większe. Obozy, przed którymi tak się broniono, stały się w ich ocenie obiektem ocalenia lub miejscem możliwego przedłużenia życia[68]. Calek Perochodnik, autor wstrząsającego pamiętnika wspominał, że ci, którzy przedtem płacili za to, aby wykręcić się od obozu, teraz  płacą 50 kilogramów kartofli tygodniowo i płacząc, błagają o przyjęcie do niego[69]. Samuel Kaufer pisał zaś: podobnie jak ongiś pragnął każdy omijać jakoś obowiązek pracy przymusowej, dzisiaj te same osoby oblegają Urząd Pracy, byle tylko w czasie akcji móc wykazać się jakimkolwiek Zuweisungiem. Już za prace nie pobiera się zapłaty, do pracy trzeba często dopłacać[70].

Żydzi wierzyli, przynajmniej do pewnego momentu, że przecież Niemcy nie mogą ich wszystkich zgładzić. W tych przekonaniach utwierdzali ich sami Niemcy, sugerując, że ci, którzy będą pracować, unikną deportacji. Wydawało się to logiczne, ponieważ Niemcy coraz bardziej potrzebowali rąk do pracy. W miarę więc jak rozwijała się akcja deportacyjna, Żydzi podejmowali starania o tworzenie nowych miejsc pracy, które mogłyby uratować pracujących przed mającymi nastąpić akcjami wysiedleńczymi. Na potrzebę tworzenia nowych stanowisk pracy adaptowano co tylko było możliwe, nawet szalety, w których powstał warsztat krawiecki i biura. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych pracowało tam sześćdziesiąt osób[71]. Sprzęt i maszyny organizowano we własnym zakresie.

Wszystkie te starania okazały się daremne. Praca nie stanowiła zabezpieczenia przed wywózką do obozów zagłady.  Zarówno getta, jak i obozy pracy oraz inne miejsca zatrudnienia Żydów, w przedsiębiorstwach miejskich czy firmach prywatnych, które znajdowały się na terenie gett, zaczęto likwidować, a osoby pracujące wysyłać do obozów zagłady. O pozostawienie tymczasowe Żydów, którzy byli niezbędni w przemyśle zbrojeniowym apelowało do Himmlera wojsko. W odpowiedzi Reichsführer-SS wydał rozkaz o pozostawieniu tych, którzy pracowali dla przemysłu zbrojeniowego w obozach koncentracyjnych w dystrykcie warszawskim i lubelskim[72]. W październiku 1942 r. zapadła decyzja o utworzeniu  Zwangsarbeitslager (ZAL) Plaszow przeznaczonego dla krakowskich Żydów. Trafiali oni tam w kolejnych miesiącach, w okresie, kiedy likwidowano ostatnie getta, a wszyscy zdolni do pracy Żydzi zamknięci zostali w obozach pracy kontrolowanych przez SS i policję, jak również w obozach zakładowych przy przedsiębiorstwach zbrojeniowych, pilnowanych przez straż zakładową podległą dyrekcji przedsiębiorstwa[73].

Zbrojny ruch oporu, powstanie w getcie białostockim czy w obozie w Treblince (sierpień 1943 r.), ponownie zaktywizowały środowiska zainteresowane pracą Żydów. Obawiano się, że zbytnie zaangażowanie Himmlera i SS spowoduje problemy w miejscowej produkcji na rzecz armii. Jednak próby pozbawienia go decyzyjności spełzły na niczym. Kolejne powstanie, tym razem w Sobiborze (październik 1943 r.), stało się powodem wdrożenia planu całkowitego oczyszczenia GG z Żydów. Z powodów zarówno politycznych, jak i ideologicznych w listopadzie 1943 r. w ramach tzw. Erntefest („Dożynek”)[74] rozpoczęto akcję likwidacji Żydów zgromadzonych w dystrykcie lubelskim. W ciągu kilku dni zamordowano 42 tys. Żydów w obozach na Majdanku, przy ul. Lipowej w Lublinie[75], w Trawnikach[76] i w Poniatowej[77]. Mniej więcej w tym samym czasie zlikwidowano obozy we Lwowie i w pobliżu Plaszowa (Płaszowa). Akcja ta zmienia układ obozów pracy dla Żydów w GG. Oprócz kilku małych obozów, jak „Budzyń” czy „Emalia” w Krakowie, pozostały tylko dwa duże skupiska ludności żydowskiej: pierwsze w dystrykcie radomskim, gdzie funkcjonowało czternaście obozów zakładowych, a także obóz koncentracyjny w Bliżynie i drugie w dystrykcie krakowskim, które funkcjonowało w wyżej wymienionym obozie Plaszow, gdzie zgromadzono ponad 20 tys. więźniów[78]. Od stycznia 1944 r. działał on jako obóz koncentracyjny.

Istotną cechą tego okresu było powstanie dużych obozów zakładowych, działających przy zakładach zbrojeniowych. Obozy te zostały pominięte podczas akcji eksterminacyjnych z lat 1942–1943. Największe znajdowały się w dystrykcie radomskim i lubelskim: Hugo Schneider Aktiengesellschaft (HASAG) oraz Herman Göring Werke. Niezależnie od obozów związanych z koncernami zbrojeniowymi istniały też obozy przyfabryczne, nad którymi pieczę sprawowała Inspekcja Zbrojeniowa. Do największych należały: obóz w Pionkach, Bochni i Lwowie. Nie zostały one przekształcone w obozy koncentracyjne i nie zostały poddane kontroli urzędu gospodarczego. Dzięki staraniom Alberta Speera, a także dzięki charakterowi produkcji, przy której zatrudnieni byli Żydzi, obozy te nie zostały zlikwidowane do końca okupacji zajmowanych terenów, tj. do lata 1944 r.

Osobne znaczenie miały obozy kontrolowane przez policję: DAW (Niemieckie Zakłady Zbrojeniowe) w Lublinie, oraz obozy Ostindustrie (Osti), z największym obozem w Trawnikach[79].

Obozy pracy istniały, dopóki wypełniały one funkcje nie tylko ideologiczne czy też polityczne, ale również dopóki mogły realizować rządze zdobywania łupów, którymi starano się zaspokoić władze okupacyjne niższej rangi. Były także bodźcem do działań lokalnego przemysłu w GG, tym samym wzmacniając pozycje jego gubernatora. Odgrywały też rolę polityczną w stosunku do ludności z krajów okupowanych, będąc antytezą dla nie-Żydów w podwójnym sensie: warunków bytu i losu, jaki je oczekiwał po likwidacji. Ewoluowały, podobnie jak inne obozy, w procesie tworzenia „kultury niewolniczej”, jaka miała zapanować w przyszłości po ustanowieniu przez Niemców „nowego porządku” w Europie[80].

Likwidacja obozów pracy przymusowej  w ramach „Akcji Reinhardt” realizowana była na tle działań wojennych, które toczyły się na wschodzie, w ramach zdobywania „nowych przestrzeni życiowych”. To wówczas obozy przestały pełnić istotną rolę ekonomiczną. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że przez ostatnie lata miejscowa ludność zdołała wypełnić braki, jakie powstały w handlu, rzemiośle oraz przemyśle lekkim po usunięciu Żydów. Również z końcem 1942 r. powiększył się napływ robotników przymusowych z terenów wschodnich do Niemiec, a w marcu tegoż roku więźniowie obozów koncentracyjnych oraz pozostałych obozów zostali wprzęgnięci w większym stopniu w przemysł niemiecki. Od jesieni tegoż roku robotnicy we wszystkich miejscach pracy zostali poddani rygorom, które stosowały się do więźniów obozów koncentracyjnych, co przyczyniło się do zatarcia różnic miedzy tymi miejscami.

Istnieje przekonanie, że zagłada Żydów dokonana z pobudek ideologicznych podważyła ekonomiczny i wojskowy potencjał Niemców. Z dziejów obozów pracy przymusowej wyłania się jednak inny obraz. Wyeliminowanie Żydów pomogło Niemcom siać strach wśród podbitej ludności, skupić jej uwagę na innych sprawach niż własne położenie oraz osłabić wolę walki, a tym samym pozwoliło skuteczniej rozgrywać uciemiężone kraje Europy[81].

 Jeśli nie chcesz iść do obozu nie powinieneś, Broń Boże…[82] Uwarunkowania pracy w obozach

Obóz pracy i obóz koncentracyjny – to jedno i to samo[83] – tak wyraził się o nich Icchak Cukierman po kilkutygodniowym pobycie w obozie pracy w Kampinosie. Obawa i strach przed obozami wzrastały w miarę pojawiania się wśród Żydów coraz to nowych informacji o warunkach tam panujących. Emanuel Ringelblum zapisał wymowną scenę, kiedy to robotnicy zgromadzeni do wyjazdu w gmachu Collegium widzieli przez okno wóz wiozący skatowanych powracających robotników: Zobaczywszy, w jakim stanie powrócili, zbuntowali się i krzyczeli: «Zabijcie nas, ale tam nie pojedziemy!» I zaczęli wyskakiwać przez okna.[84]

Ze względu na obfitość świadectw najlepiej znamy sytuację, jaka panowała w obozach  zlokalizowanych w Warszawie i jej okolicach. Już w styczniu 1940 r. Emanuel Ringelblum zapisał, że ludności żydowska z powodu działania obozów żyje w wielkim strachu. Wkrótce, gdy zaczęły nadchodzić informacje o tym, co w nich się dzieje, najgorsze przypuszczenia się potwierdziły, a groźba zesłania do pracy stała się rodzajem szantażu, stosowanym często przez żydowską administrację. Niechęć wyjazdu do obozu pracy dotyczyła także żydowskiego personelu obozowego, m.in. lekarzy. Nie pomogły nawet obietnice wysokich pensji. Opór przed wyjazdem do obozów pracy był powszechny[85].

Z uwagi na to, że większość obozów została powołana do wykonania określonych prac i z założenia miała istnieć krótko, warunki życia w nich były bardzo złe. Żydzi po wcześniejszym wyselekcjonowaniu i zaopatrzeniu w punktach zbornych, gdzie najbardziej potrzebujący otrzymywali bieliznę lub odzież, a wszystkim na drogę dawano chleb, czasem papierosy lub papier listowny[86],  docierali do obozów i miejsc pracy w różny sposób: koleją, ciężarówkami, pod eskortą policji niemieckiej, a czasem też sami, pieszo. Początkowo mogli wracać na noc do domu. Od połowy 1940 r. żydowskich pracowników zaczęto zamykać w obozach ze względu na koszty transportu. Ci, którzy już tam dotarli, stanowili sporą mieszankę ludzi: biorąc pod uwagę wiek, płeć, stan cywilny, kwalifikacje zawodowe czy też ze względu na stan zdrowia. Wysyłani z getta ludzie to w większości wygłodniali, nienadający się do ciężkiej pracy robotnicy. Większość więźniów stanowiła biedota, która padała jak muchy! pisał Icchak Cukierman[87].

Obozy, jak już powyżej wspomniano, tworzono tam, gdzie realizowano w danym momencie zadania. Warunki pracy były w nich różne. Uzależnione to było od wielu czynników, związanych ze specyfiką danego obozu, jego położeniem, rodzajem wykonywanej pracy oraz długością pobytu kolejnych grup więźniów. Ich wielkość była różna, w zależności od ilości przebywających w nich Żydów – od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy osób. W dystrykcie krakowskim w latach 1940–1944 funkcjonowało ogółem 70 obozów pracy przymusowej, w których przebywali żydowscy pracownicy. Według E. Rączy przebywało w nich łącznie około 27 tys. Żydów[88].

Od momentu, kiedy postanowiono pozostawiać pracujących Żydów w miejscu wykonywanej przez nich pracy, obozy zaczęto odgradzać parkanem lub też drutem kolczastym. Były tam druty kolczaste lub inne oznaki zamkniętego obozu, wspominał Icchak Cukierman[89]Miejsca te pozbawione były zazwyczaj wszystkiego. Na kwatery wykorzystywano wszelkie możliwe pomieszczenia. Budynki, które tam zastano zazwyczaj były zdewastowane, z reguły pozbawione urządzeń sanitarnych i niedostosowane do potrzeb mieszkaniowych. Często były  to stare szopy i stodoły o dziurawych dachach i nieszczelnych ścianach, bardzo rzadko budynki marmurowe lub specjalne baraki. Ogromna ciasnota, brudne, niezmieniane posłania na ziemi lub drewnianych pryczach; dotkliwy niedostatek bielizny przy jednoczesnym braku urządzeń i środków do prania i kąpieli, wywoływały ogólne zawszenie. Tylko w nielicznych obozach istniały warunki umożliwiające izolację chorych[90].

Jeżeli w pobliżu miejsca pracy nie było żadnych budynków, w których można byłoby umieścić Żydów, zmuszano ich do budowania obozu począwszy od grodzenia terenu  i budowania prymitywnych baraków.  Te zaś, pospiesznie budowane, nie dawały ochrony przed zimnem i wilgocią. Inżynier A. Reinberg w swoich uwagach do sytuacji w obozach na Lubelszczyźnie pisał: Ludzie śpią na gołej ziemi, gdyż ciasnota w barakach, względnie w innych pomieszczeniach, jest tak zastraszająca, że uczestnicy obozów nie mieszczą się w nich. Walka o zdobycie miejsca w barakach dochodzi do tego, że zmęczeni codzienną pracą robotnicy rezygnują często ze strawy gotowanej, przeważnie raz dziennie wydawanej, aby zdobyć miejsce na barłogu. Czynią to w obawie, że skoro stracą 2 godziny na zdobycie strawy, stracą możność zdobycia miejsca na pryczy[91].

Brak środków higienicznych, świeżej bielizny osobistej powodował, że w barakach pojawiały się szybko różnego rodzaju insekty, przede wszystkim wszy, a z czasem również choroby, które były skutkiem pogryzienia przez nie oraz panujących warunków atmosferycznych.  W upalne dni brak odpowiednich warunków mieszkaniowych oraz pracy powodowały udary i poparzenia, zaś w zimie choroby dróg oddechowych i odmrożenia. Do końca 1941 r. Żydzi w takich przypadkach mogli jeszcze korzystać ze zwolnień lekarskich, których długość była różna, w zależności od miejsca i firmy. W późniejszym okresie ograniczano możliwość korzystania ze zwolnień. Można je było uzyskać tylko w wyjątkowych okolicznościach, do których należały ciężkie uszkodzenia ciała, chociaż i te później coraz rzadziej respektowano. W obozach brakowało izb chorych i opieki medycznej.  Zdarzało się, że sposobem na rozwiązanie problemu epidemii było rozstrzelanie chorych[92].  W memoriale sporządzonym przez Judenrat warszawski z 1941 r. dotyczącym organizacji obozów pracy na Lubelszczyźnie możemy przeczytać: W niektórych obozach panowała nagminnie czerwonka i tyfus; najczęściej były wypadki furunculosis[93]i gastritis[94], zdarzały się poranienia i wypadki, a także zgony przy pracy[95].

Pojawiła się również rzadka choroba, która objawiała się zaburzeniami serca, a następnie opuchlizną kończyn i pęknięciami skóry[96]. Dotknięci tą chorobą w ogóle nie byli w stanie pracować. Przyczyną był brak białka i tłuszczy oraz niedobór witamin, a ponadto nadmiar soli w pokarmie. Choroba ta była ponadto naturalną reakcją przybyłych do obozu Żydów wycieńczonych głodem w getcie[97]. W obozach pracy przymusowej prawie w ogóle nie istniały służby medyczne, które mogłyby walczyć z chorobami, a jeśli istniały – niewiele były w stanie pomóc. Brakowało lekarstw, oddzielnych pomieszczeń. Epidemia mogła się zatem szybko rozprzestrzeniać i zbierać ofiary.

Więźniowie w przeważającej większości wykonywali ciężką pracę fizyczną. Rozpoczynała się ona o wczesnej porze dnia. Budzono ich o godzinie piątej rano lub wcześniej, po czym następował apel, „posiłek” i wymarsz do pracy, która trwała od kilku do kilkunastu godzin, często do zapadnięcia zmroku[98]. Liczba godzin przymusowej pracy była w zasadzie nieograniczona i zależała od specyfiki robót i wydolności wykonujących je osób[99]. Około południa zarządzano przerwę obiadową, trwającą zazwyczaj godzinę. Po całym dniu pracy więźniowie musieli odbyć jeszcze wieczorny apel, na którym nie tylko sprawdzano stan osobowy, ale również wymierzano kary za przewinienia zanotowane w ciągu dnia. Potem robotnicy mieli krótki czas dla siebie. O godzinie 21.00 wszyscy musieli znaleźć się w barakach, z których nie mogli wychodzić już do rana[100]. Robotnicy, którzy próbowali podczas całodziennej pracy chwilę odpocząć, byli bici przez nadzorujących. Wśród więźniów co pewien czas dokonywano selekcji, eliminując z brygad roboczych osoby chore, wycieńczone, słabe[101]. Ponieważ pracujący przeważnie nie otrzymywali ubrań roboczych ani obuwia, pracowano w tych, które noszono na co dzień, i w których zazwyczaj spano. Powodowało to szybkie ich niszczenie. Narzędzia, o ile je otrzymywano, były bardzo prymitywne. Często pracowano gołymi rękoma[102]. Ludzie pozbawieni  ubrań roboczych, bosi, szybciej zapadali na zdrowiu. Nawet krótkotrwały pobyt w obozie mógł powodować inwalidztwo lub trwałą niezdolność do pracy fizycznej.  Wszelkie próby radzenia sobie za pomocą środków zastępczych, w przypadku odkrycia takiego „przewinienia” kończyło się wymierzeniem kary[103]. Nad pracującymi więźniami dozór sprawował żydowski grupowy (kapo), który odpowiadał za dyscyplinę podległych mu robotników. Fachowości pracy pilnowali vorarbeiterzy. Pracę na zewnątrz, przemarsze oraz ogólny porządek w obozie nadzorowali strażnicy.

Największą bolączką więźniów była aprowizacja. Wszechobecny głód był zaś największym zabójcą w obozie[104]. Choć za wyżywienie robotników odpowiadały firmy prowadzące prace, notorycznie nie wywiązywały się one z tego zobowiązania, składając winę na ogólne trudności w zaopatrzeniu. Racje żywnościowe, które otrzymywali robotnicy, ledwie, i to nie zawsze, wystarczały dla podtrzymania ich egzystencji. Z pewnością były jednak zupełnie niewystarczające dla ciężko pracujących mężczyzn[105]. Głodował prawie każdy więzień, który nie posiadał dodatkowych źródeł uzupełniania obozowych racji, np. poprzez zakup, otrzymywanie pieniędzy lub produktów od rodziny czy bezpośrednio od Judenratu. W Obozie w Lipiu koło Nowego Sącza więźniowie mogli kupić sobie w kantynie dodatkowy obiad w cenie 1 zł. Jednak większość pracowników przymusowych musiała zadowolić się takimi racjami, jakie otrzymywała w obozie, te zaś z biegiem czasu był coraz mniejsze[106]. Warunki pracy, wyżywienie i warunki sanitarne były tak ciężkie, że po kilku zaledwie miesiącach więźniowie, rekrutujący się głównie z młodzieży w wieku od 18 do 25 lat, zapadali poważnie na zdrowiu, nabawiali się gruźlicy, a mężczyźni w sile wieku bardzo tracili na wadzie, przypadki, że ważyli nawet ok. 30 kg nie były odosobnione[107]. W takim stanie stawali się już niezdolni do pracy. Trudności z aprowizacją obozów były jednym z powodów ich zamykania. Robotnicy wysłani do pracy w kwietniu 1941 r., już w maju powracali do domu z powodu braku żywności w obozach[108].

Żydowscy robotnicy borykali się nie tylko z własną słabością i z warunkami, z jakimi przyszło im żyć w obozie, ale również z okrucieństwem i terrorem ze strony strażników[109]. Było to dla więźniów traumatyczne doświadczenie. Nadzór nad robotnikami pełnili głównie przedstawiciele Selbstschutzu (a zatem oddziały złożone z miejscowych volksdeutschów) – owiani złą sławą „czarni” (nazywani tak od koloru mundurów), a także Żydowska Służba Porządkowa, jak to miało miejsce w niektórych obozach pracy w okręgu warszawskim[110]. Wartę pełnili również polscy i ukraińscy ochotnicy w formacjach Lagerschutz. Niektóre obozy nadzorowane były przez inne formacje wojskowe lub SS. Uzbrojeni w broń i pałki, często pijani, wartownicy bili, szykanowali i znęcali się nad ludźmi, ograbiali ich z rzeczy i pieniędzy[111]. Znęcanie się nad robotnikami przymusowymi było normą postępowania znacznej części osób z nadzoru. Komendanci obozów sprowadzali specjalne psy policyjne i szczuli nimi więźniów[112]. Sadyzm niektórych był szczególnie zapamiętywany przez więźniów. Jeden z ocalałych wspominał: razem z nami była młoda dziewczyna Faberówna, raz unteroficer przyczepił się do niej, na oczach wszystkich robotników i całej jej rodziny straszliwie ja zbił. Butami pokopał klatkę piersiową. Słyszałem jak chrzęściły łamane kości. W niedługim czasie zmarła[113]

Równie brutalnie odnosili się do więźniów (chociaż nie było to regułą) pracownicy cywilni, niemieccy i polscy inżynierowie, brygadziści czy kierownicy robót. Na podstawie relacji świadków można odnieść wrażenie, że bardziej im zależało na wyładowaniu własnych sadystycznych skłonności niż na osiągnięciu sukcesu w pracy[114].

Każdego dnia żydowscy robotnicy przymusowi byli świadkami śmierci współwięźniów. Mordowali komendanci, członkowie załogi, wartownicy[115]. I. Cukierman podczas swojego pobytu w obozie zauważył: w ciągu kilku tygodni spędzonych przez nas w obozie, przerzedziła się znacznie liczba żydowskich więźniów i rozrósł się obozowy cmentarz. Pewnego ranka usłyszeliśmy krzyki, płacze i błagania, a potem – dwa strzały. Potem pochowaliśmy dwóch braci. Obaj byli młodzi i silni. […] Każdego dnia wynoszono z obozu zwłoki Żydów, którzy umierali z głodu. Każdy, kto zabierany był w tych transportach skazany był właściwie na śmierć głodową. […] każdy zabrany do takiego obozu jest skazany na śmierć – z głodu, od tyfusu lub szubienicy. I jeśli chciałbym podsumować sprawę obozu w Kampinos, powiedziałbym: był to wielki cmentarz![116].

Obawa o swoje życie, a także troska o los pozostawionych rodzin powodowały, że więźniowie decydowali się na ucieczkę, ryzykując najpoważniejszymi konsekwencjami karnymi: m.in. pozbawieniem żywności, chłostą, pobiciem, ćwiczeniami fizycznymi, w końcu utratą życia włącznie[117]. Pomimo grożących konsekwencji, ucieczki były częstym zjawiskiem[118]. Nieznany z nazwiska sprawozdawca z obozu w Sajczycach napisał: Stanąłem nad grobami 7-miu zastrzelonych za nieudane próby ucieczki robotników. Naliczyłem poza tym 16 mogił innych robotników obozowych, którzy zmarli z wycieńczenia i chorób. […] Pomiędzy nimi  znajduje się jeden, o którym Prezes Judenratu powiedział, z jakim męstwem szedł on na śmierć. Człowiek ten, religijny i ortodoksa, miał czterdzieści kilka lat. Chciał uciec do żony i sześciorga dzieci, których zostawił w Warszawie. Schwytany i prowadzony na śmierć powiedział komendantowi z godnością i spokojem, że umiera za cały naród żydowski i niechaj jego ofiara zbawi braci. Zginął jak bohater[119].

Ucieczki, zwłaszcza te powtarzające się, powodowały wściekłość komendantów obozów i krwawy odwet na pozostałych więźniach w przypadku niepowodzenia pościgu za zbiegiem. Również w przypadku ucieczki strażników życiem płacili żydowscy robotnicy. Kiedy z posterunku w obozie w Budzyniu zbiegło kilku Ukraińców, w ramach odwetu Niemcy zamordowali sześciu Żydów[120].

Więźniom obozów w ich dramatycznym położeniu próbowały pomóc komitety społeczne,  Żydowska Samopomoc Społeczna oraz Judenraty, które miały nadzorować  proces wysyłki  do obozów i były odpowiedzialne za opiekę medyczną; wysyłały do obozów lekarzy i sanitariuszy, środki finansowe oraz dary rzeczowe. W macierzystych miejscowościach robotników powstawały komitety organizujące pomoc[121]. Nie było to łatwe zadanie z wielu przyczyn, między innymi z powodu chaosu, jaki powstawał w wyniku wzajemnego przerzucania się odpowiedzialnością za los robotników. Jedną z form pomocy była działalność delegatów wysyłanych do obozów. Podczas swoich wyjazdów dzielili oni odzież, koce, przybory kuchenne. W miarę możliwości zajmowali się dożywianiem, doręczaniem przesyłek i korespondencji, interesowali się chorymi, niekiedy zajmowali urządzaniem sanitariatów. Zwolnionym z obozu ułatwiali powrót do domu. Lekarze przydzieleni do poszczególnych obozów lub grup obozów, ściśle współpracowali z delegatami Judenratu. Opieka nad powracającymi z obozów, którzy nie przypominali ludzkich istot lecz ich cienie[122], polegała na kierowaniu powracających do miejsca izolacji, gdzie po kąpieli zaopatrywano ich w miarę możliwości w odzież i obuwie oraz udzielano na koszt Judenratu pomocy lekarskiej, a niekiedy dawano także żywność, chociaż tylko przez pewien czas. Najuboższym rodzinom przydzielano tygodniowe zapomogi. Pomocy udzielały również Żydowskie Towarzystwa Opieki Społecznej. Powyższe działania okazały się niewystarczające, warunki życia i pracy w obozach były wyjątkowo ciężkie i nieszczęsną dolę więźniów łagodzić można było w minimalnym stopniu. Powracający stamtąd byli najczęściej inwalidami, wymagającymi szybkiej pomocy, prawie każdy miał ropnie na skórze, czyraki, obrzęki głodowe lub też gruźlicę[123].

Równie istotną pomocą dla Żydów była ta niesiona z zewnątrz, przez okolicznych polskich mieszkańców. Pomimo izolacji obozu informacje o warunkach tam panujących docierały do mieszkańców pobliskich miejscowości. Z zachowanych dokumentów podziemnego archiwum getta warszawskiego wynika, że ludność polska w miarę możliwości udzielała pomocy więźniom,  przerzucając na teren obozu żywność, zwłaszcza chleb, oraz udzielając schronienia uciekinierom.[124]. Powracający z obozu Kampinosu podkreślali, że Polacy mają do nas bardzo dobry stosunek, ubolewają nad naszym losem. […]  Dowiedzieliśmy się od Polaków o radosnej nowinie, że ksiądz z Kampinosu każdej niedzieli prawi kazanie w kościele o nas; w gorących słowach zwraca się do ludności, aby nam we wszystkim pomagała, przy tym mocno atakuje wartowników i kierowników obozów. Nazywa ich antychrystami. W ostrych słowach gani wartowników, którzy biją i katują nieszczęśliwych żydowskich obozowiczów. Chłopi zaczęli przynosić na miejsce pracy różne produkty, komu zaś z obozowiczów udało się zakraść do chłopa to otrzymywał czego zapragnął i niejedna dziesiątka Żydów zawdzięcza swe życie szlachetnej działalności księdza[125].

Również I. Cukierman pozytywnie wspominał zachowanie się pobliskich mieszkańców:  Muszę tu zaznaczyć, że stosunek okolicznych chłopów do nas był bardzo dobry i ludzki, chociaż był to rejon bardzo ubogi. I to zasługuje na odnotowanie: wyjątkowo ludzki stosunek ze strony polskich chłopów! Przynosili nam na sprzedaż rożne produkty, chleb i sery, jajka i wędliny, kierownik robót pozwolił mi kupować[126].

Za okazaną pomoc niektóre osoby płaciły najwyższą cenę. Obozowicz z Krychowa relacjonował, że jakiś chłop został zastrzelony, gdyż chciał sprzedać obozowiczowi kawałek masła[127]. Andrzej Mazgaj z Nowego Targu przyniósł dla zatrudnionych i skoszarowanych w tartaku Żydów bochenek chleba i końską kiełbasę. Zabrano go razem z towarem do kancelarii Marbacha (kierownika tartaku), który wezwał Gestapo. Już nie wrócił; Niemcy pojawili się również w jego domu: bili moją matkę, żądając by przyznała się, że ojciec nosił chleb dla Żydów do Tartaku – zeznała ich córka. Mazgaj trafił do więzienia, skąd wywieziono go do KL Auschwitz. Kilka miesięcy później zmarł tam w wieku 44 lat. Pomagano bezinteresownie głównie przedwojennym znajomym. Aleksander Sowa, mimo wiszącego na tartaku ogłoszenia o karze śmierci za jakąkolwiek pomoc, przynosił chleb swoim czarnodunajeckim sąsiadom[128].

Obozy pracy przymusowej dla Żydów w przeważającej części związane były z niemieckimi planami zagospodarowania i przekształcenia okupowanych terenów. Praca w nich była sposobem na upokarzanie i mordowanie zmuszonych do jej wykonywania więźniów.  Cały system obozów pracy przymusowej dla Żydów pomyślany był w taki sposób, aby przy minimalnych kosztach przeznaczonych na utrzymanie więźniów maksymalnie wyeksploatować ich jako tanią siłę roboczą. Jednocześnie, jak to już wyżej wspomniano, stopniowo wyniszczyć ludzi skazanych ideologicznie na zagładę, głównie poprzez stworzone warunki, głód i choroby. Żydów osadzonych w obozach pracy przymusowej traktowano jak więźniów i poddawano ich reżimowi kacetów, narzuconemu zarówno przez członków załogi,  jak i administrację obozową.

Bezwzględne wykorzystywanie więźniów jest typowe dla każdego systemu totalitarnego. Jego stałymi cechami są pogarda dla ludzkiego życia i podporządkowanie go celom ideologicznym. Obozowa ekonomia była w radykalnym sensie ekonomią polityczną. Władza górowała nad gospodarką i określała znaczenie pracy. Celem pracy w obozach nie był zysk, pożytek, życie lecz maksymalne wykorzystanie, eksploatacja, śmierć. Kto nie mógł pracować, był zbędny. Praca nie zapewniała życia, o które walczyli Żydzi[129]. Przeciwnie – rujnowała je. Nazistowskie obozy pracy przymusowej były kolejnym elementem w planie wymordowania Żydów[130]. Zwłaszcza te zarządzane przez SS w istocie rzeczy były zwykłymi katowniami; dokonywano w nich eksterminacji – pośrednio lub bezpośrednio[131]. Więzień obozu pracy Maurycy Blam pisał: Po krótkim czasie stało się zupełnie jasne, że jest to obóz wyniszczenia (Vernichtungslager), ponieważ widzieliśmy, że nie chodzi o pracę ani o jej wydajność, bo system tej pracy, traktowanie nas i wyżywienie prowadziły do zupełnego fizycznego i moralnego załamania[132].

Wykonywana praca była jedynie skutkiem ubocznym. Warunki życia i pracy w poszczególnych obozach nie różniły się znacznie. We wszystkich bito, głodzono i mordowano. Przez pewien okres były złudną nadzieją przetrwania, szansą na lepsze jutro. Obraz ten uległ zmianie zwłaszcza z chwilą, kiedy Niemcy przystąpili do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Żaden z obozów nie gwarantował przetrwania. Szanse przeżycia mieli nieliczni. Bilans ofiar obozów jest trudny do oszacowania. Ustalenia, jakich dokonała Główna Komisja Badań Zbrodni Hitlerowskich są stanowczo za małe. Brak dokumentów oraz sprzeczne relacje pogłębiają tą niemożność. I pewnie już nigdy nie poznamy prawdziwej liczby ofiar[133].

——————————————————————————————

[1] F. Kary, Żydowskie obozy pracy w czasie „akcji Reinhardt” [w:] Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie, red. D. Libionka, Warszawa 2004, s. 248

[2] R. Hilberg, Zagłada Żydów europejskich t. I, Warszawa 2014, s. 163–164.

[3] Ch. Browning, J. Matthäus, Geneza „ostatecznego rozwiązania”. Ewolucja nazistowskiej polityki wobec Żydów, wrzesień 1939 – marzec 1942, Kraków 2012, s. 173–174.

[4] Ibidem, s 175.

[5] A. Zajączkowska-Drożdż, Od dyskryminacji do eksterminacji. Polityka Trzeciej Rzeszy wobec Żydów w Krakowie (1939–1943), Kraków 2020, s. 67.

[6] E.C. Król, Polityka okupanta niemieckiego na ziemi sądeckiej w okresie II Wojny Światowej (1939–1945) [w:] Okupacja w Sądecczyźnie 1939–1945, red. J. Berghausena, Nowy Sącz 1974, s. 60.

[7] Archiwum Yad Vashem (dalej AYV),  Relacje 033-1486, M. Bergman Winter, Memorandum Nowy Sącz – Sambor 1939–1945, k. 6

[8] A. Rutkowski, Hitlerowskie obozy pracy dla Żydów w dystrykcie radomskim, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historii (dalej BŻIH), 1956, nr 17–18, s. 106.

[9] AYV, Relacje, M. Bergman Winter, Memorandum… s. 6.

[10] J. Aleksandrowicz, Kartki z dziennika doktora Twardego, Kraków 2011, s. 27.

[11] Ch. Browning, J. Matthäus, op. cit., s. 141.

[12]Cz. Madajczyk, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, t. I, Warszawa 1970, s. 639;
A. Wrzyszcz, Administracja terytorialna w ustawodawstwie okupanta niemieckiego w Generalnym Gubernatorstwie (1939–1945) Część I (1.09.1939–31.07.1940),  „Z Dziejów Prawa” 2019, t. 12, s. 617–636, (https://journals.us.edu.pl/index.php/zdp/article/view/8865/6857 dostęp: 18.08.2021).

[13] Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939–1945. Informator encyklopedyczny, red. C Pilichowski, Warszawa 1979, s. 39.

[14] R. Gieroń, Niemieckie prawo gospodarcze i socjalne w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939–1940, „Textus et Studia”,  nr 4(8), Kraków 2016, s. 149–150.

[15] Obozy hitlerowskie…, s. 40.

[16]Verordnungsblatt des Generalgouverneurs für die Besetzten Polnischen Gebiete – „Dziennik Rozporządzeń Generalnego Gubernatora dla Okupowanych Polskich Obszarów 1939–1940”s. 5–6,  http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/plain-content?id=6587 (dostęp z dnia 11.08.2021).

[17] Drugie postanowienie wykonawcze do rozporządzenia z dnia 26 października 1939 r. o wprowadzeniu przymusu pracy dla ludności żydowskiej Generalnego Gubernatorstwa. (Postanowienie o sporządzeniu spisu). Z dnia 12 grudnia 1939 r.  https://polona.pl/item/obwieszczenie-drugie-postanowienie-wykonawcze-do-rozporzadzenia-z-dnia-26-pazdziernika,MTAzMjA1Mjg2/0/#info:metadata  (dostęp: 18.08.2021).

[18] J. Marszałek, Obozy pracy w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939–1945, Lublin 1998, s. 14; W. Urszczak, Perwersyjne funkcje niemieckiego „prawa” w Generalnym Gubernatorstwie (1939–1945), „Z Dziejów Prawa” 2019, t. 12, s. 694, https://journals.us.edu.pl/index.php/zdp/article/view/8869/6861  (dostęp: 18.08.2021).

[19] Drugie postanowienie wykonawcze do rozporządzenia z dnia 26 października 1939 r.…, op. cit.,  http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/publication?id=11487&tab=3  (dostęp: 18.08.2021).

[20]Gazeta Żydowska”,  23 lipca 1940 r., nr 1, s. 5.  Gazeta w artykule Rozwój dzisiejszej Gminy Żydowskiej w Krakowie donosiła: W październiku 1939 przybyło dla Gminy Żydowskiej dalsze zadanie, wypełniające przeważającą część jej zakresu zadań, a mianowicie stworzenie służby pracy, której celem i zadaniem było zastąpienie ścigania żydowskich przechodniów do pracy obowiązkowej, pożądanej przez znajdujące się w Krakowie Władze i jednostki przez planowane i regularne dostarczanie żydowskich sił roboczych.

[21] Ibidem, s. 5.

[22] M. Lustig, Skrwawiony puch. Wspomnienia ocalałego z Zagłady Markusa Lustiga, Nowy Sącz 2016, s. 56.

[23] R. Hilberg, op. cit., s. 294; R. Hilberg, Sprawcy, Ofiary, świadkowie. Zagłada Żydów 1933–1945, Warszawa 2007, s 164.

[24] Protokół kierowników wydziałów w urzędzie generalnego gubernatora na temat akcji przesiedleńczej, polityki wobec ludności żydowskiej oraz stanu policji niemieckiej w GG, Kraków, 8 XII 1939 [w:] Okupacja i ruch oporu w dziennikach Hansa Franka 1939–1945, t. I, Warszawa 1972, s. 94.

[25] A. Zajączkowska-Drożdż, op. cit., s. 73.

[26] A. Eisenbach, Hitlerowska polityka zagłady Żydów, Warszawa 1961, s. 202–213.

[27]Gazeta Żydowska”, 23 lipca 1940 r., nr 1, s. 5 i 6. Gazeta donosiła, że Gmina Żydowska stworzyła Wydział Pracy, który dzieli się na Sekcję dostarczania robotników i Sekcję pracy zastępczej. Celem tej ostatniej jest objęcie tych Żydów, którzy niezdolni do pracy osobistej wskutek przeszkód natury zawodowej i zdrowotnej, przez uiszczenie pewnej opłaty umożliwiają Gminie Żydowskiej dostarczenie wynagradzanej zastępczej siły roboczej.

[28] E. Rączy, Zagłada Żydów w dystrykcie krakowskim w latach 1939–1945, Rzeszów 2014, s. 165.

[29] Ch. R. Browning, Pamięć Przetrwania. Nazistowski obóz pracy oczami więźniów, Wołowiec 2012, s. 71.

[30] Po 04.1941, Warszawa – getto. [Abram Erlich?], Relacja pt. „Obóz w Mordach 1941” [w:] Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 24: Obozy pracy przymusowej, oprac. M. Janczewska, Warszawa 201, s. 487–488.

[31] Ibidem, s. XXII.

[32] Protokół konferencji kierowników wydziałów w urzędzie generalnego gubernatora na temat akcji przesiedleńczej, polityki wobec ludności żydowskiej oraz stanu policji niemieckiej w GG z dnia 8 grudnia 1939 nr 10 [w:] Okupacja i ruch oporu, t. I, s. 94.

[33] E. Rączy, op. cit., s 168.

[34]Gazeta Żydowska”, 23 VII 194, nr 1, s. 5–6. Krakowska Gmina Żydowska przystąpiła w ostatnich czasach do obowiązkowego zatrudniania dziewcząt żydowskich w wieku od 18 do 25 lat. Praca polegała na zbieraniu ziół w parkach, plantach i polach w ciągu trzech dni roboczych w miesiącu. […] p. Stadthaupmann krakowski Dr. Schmid wydał odpowiednie zalecenie Gminie Żydowskiej w Krakowie, by odtąd dostarczała codziennie 150–200 dziewcząt do dyspozycji. […] Praca tych dziewcząt trwała urzędowo od godziny 7 rano do 4 po poł. Z kolei w nr 5 „Gazety Żydowskiej”, z dnia 6.08.1940 roku, na stronie 5 możemy przeczytać o ochotniczym zaciągu kobiet w wieku 18–25 lat do prac rolnych rozpoczynających się od sierpnia 1940 r.

[35] Jedną z form zachęty do pracy w obozach były informacje prasowe dotyczące pozytywnych skutków, jakie miały przynosić owe obozy młodzieży w przyszłości. W „Gazecie Żydowskiej” nr 5 z dnia 6.08.1940 roku na stronie 5 czytamy: Prace, do których wciąga się Żydów stanowią bardzo dobrą okazję wykształcenia zawodowego, lepsze niż mogą stanowić odpowiednie kursy przeszkoleniowe. Do tego dochodzi wyrobienie siły fizycznej związane z wykonywaniem tych robót. Młodzi mężczyźni wyćwiczeni w ten sposób będą szczególnie przygotowani do emigracji […] Zresztą za roboty przy budowie zapory w Rożnowie i dróg oraz wydobywanie torfu płaci się 4 zł dziennie.

[36] J. Marszałek, op cit., s. 11–12. Według C. Pilichowskiego – 437, zob. Obozy hitlerowskie…, s. 45. Felicjan Karay podaje 450, zob. F. Karay, op. cit.., s. 248.

[37] J. Marszałek, op. cit., s. 14.

[38] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach pracy przymusowej, BŻIH 1968, nr 67, s. 41.

[39] F. Hadler, Dziennik wojenny. Od kampanii polskiej do zakończenia ofensywy na zachodzie (14.8.1939–30.6.1940), t. 1, Warszawa 1971, s. 244, 270.

[40] T. Berenstein, op. cit., s. 41; D. Libionka, Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie, Lublin 2017, s. 51.

[41] A. Eisenbach, op. cit., s. 206.

[42] J. Marszałek, op. cit., s. 14.

[43]  Żydzi z Nowego Sącza byli zatrudniani w „batalionach pracy”, które zajmowały się robotami wodno-melioracyjnymi, a także w miejscowych zakładach przemysłowych i rzemieślniczych, których produkcja realizowała potrzeby Niemców i które znajdowały się w getcie. Zobacz, T. Duda, Eksterminacja ludności żydowskiej Nowego Sącza w czasie II wojny światowej, Rocznik Sądecki, t. XIX, Nowy Sącz 1988–1990, s. 219; A. Wiśniewski, Martyrologia Sądeckich żydów w okresie 1939–1945, [w:] Okupacja w Sądecczyźnie, praca zbiorowa, Warszawa 1979, s. 303.

[44]Gazeta Żydowska”, nr 6, 9.08.1940, s. 10. Gazeta donosiła, że Urząd Gospodarki Rzecznej w dystrykcie lubelskim podczas szeroko zakrojonych robót rzecznych zaangażował w ramach prac przymusowych ok. 10 000 ludzi zakwaterowanych w 29 obozach rozmieszczonych na terenie całego dystryktu.

[45] A. Eisenbach, op. cit., s. 209.

[46] Archiwum Ringelbluma. Obozy…, op. cit., s. XVIII–XXXVIII.

[47] F. Karay, op. cit., s. 249.

[48] T. Berenstein, op. cit., s. 52.

[49] W połowie 1940 r. na konferencji ekonomicznej dr Max Frauendorfer, szef Wydziału Pracy GG, który zaproponował ten kompromis, przedstawił wniosek, by zatrudniać Żydów w zamian za pensję.  Miesiąc po tej konferencji wysłał ogólnik, w którym odniósł się ponownie do wynagrodzenia dla Żydów. Wspomniał w nim, iż w związku z zubożeniem Rad Żydowskich, które do tej pory wypłacały wynagrodzenia i aby zapobiec chorobom i epidemiom, należy wypłacać Żydom wynagrodzenie w wysokości 80% tego, co otrzymałby Polak za tę samą pracę. Wywołało to sprzeciw przede wszystkim tych, którzy do tej pory korzystali z darmowej siły roboczej i nie mieli ochoty płacić Żydom. Zdarzały się wyjątki, kiedy pracodawcy nie chcieli mieć „niewolników”, byli też tacy, którzy woleli opłacić droższych Polaków, niż zatrudniać Żydów. Zdarzały się też sytuacje diametralnie inne. W niektórych obozach pracownicy w ogóle nie otrzymywali wynagrodzenia. Jeden z pracodawców stwierdził, że po potrąceniu kosztów wyżywienia, zakwaterowania, opieki medycznej oraz pensji dla strażników jego pracownicy są mu winni 2000 zł. Obozy pracy przymusowej, do których wysyłano Żydów w 1940 r. okazywały się na ogół ciężkimi obozami karnymi. Zob. Ch. R. Browning, J. Matthäus, op cit., s. 143, 148; R. Hilberg, Sprawcy. Ofiary…, s. 247.

[50]  Sprawozdanie F. W. Krügera o stanie policji niemieckiej w GG oraz polityce przesiedleńczej z dnia 8 XI 1939 [w:] Okupacja i ruch oporu…, t. I, s. 86.

[51] Archiwum Żydowskiego Instytutu Historii (dalej AŻIH), 301/1703, Relacja Samuela Kaufera, k. 7. Arbeitsamt przy Judenracie w getcie w Nowym Sączu reprezentowany był przez Mosesa Grüna i Izaka Ropperta.

[52] Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 24: Obozy pracy…, s. XXII–XXIII.

[53] E. Rączy, op. cit., s. 168.

[54] Organizacja Todta (Organisation Todt) to największa hitlerowska organizacja budowlana o charakterze paramilitarnym założona przez Fritza Todta w 1938 r. w Niemczech. Oddziały budowlane tej organizacji „towarzyszyły” Wehrmachtowi w wykonywaniu różnorodnych przedsięwzięć budowlanych typu naprawa mostów, budowa i modernizacja dróg oraz kolei, ale głównie we wznoszeniu umocnień obronnych i obiektów fortyfikacyjnych. W czasie wojny OT obejmowała swym działaniem wszystkie terytoria zajmowane przez Wehrmacht, a od jesieni 1943 r. również obszar Trzeciej Rzeszy. Po śmierci Todta organizacją kierował Albert Speer. W 1939 r. organizacja ta miała na terenie Polski przywrócić ruch drogowy, a przez pewien czas kontrolować cały system komunikacji w Warszawie.

[55] R. Hilberg, Zagłada…, t I, s. 300.

[56]Relacja N.N. dotycząca pobytu w obozie pracy Wojaszówka k. Krosna (05.1941) [w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy…, s. 129.

[57] Po 1940, Warszawa – getto. Inż. A. Reinberg, memoriał pt. „Uwagi w sprawie obozów pracy przymusowej w Lubelszczyźnie i możliwości poprawienia warunków w tych obozach” [w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy…, s. 155.

[58] R. Hilberg, Zagłada.., t I, s. 301.

[59] C. Łuczak, Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce, Poznań 1979, s. 497-500.

[60] F. Karay, op. cit., s. 251.

[61] R. Hilberg, Zagłada.., t I, 302.

[62] E. Podhorizer-Sandel, O Zagładzie Żydów w dystrykcie krakowskim, BŻIH nr 30, Warszawa 1959, s. 101.

[63] J. Marszałek, op. cit., s. 30.

[64] Więcej na temat tego obozu zobacz: K. Gibaszewski, HASAG. Historia obozu pracy przymusowej w Skarżysku-Kamiennej, Skarżysko-Kamienna 2015.

[65] Obóz powstał w 1940 r. na terenie poligonu SS Pustków. Na genezę jego utworzenia złożyły się różne czynniki, uwarunkowane zadaniem, jakie miał do spełnienia SS-Truppenübungsplatz Heidelager. Istniał on do 1944 r. i przeszło przez niego ponad 4 tyś. więźniów. O obecności w nim sądeckich Żydów pisze w wyżej wymienionej relacji Samuel Kaufer. Zobacz również: A. Kruszyńska-Idzior, Góra Śmierci. Poligon SS i hitlerowski obóz pracy przymusowej w Pustkowie, Rzeszów 2021, s. 44.

[66] F. Karay, op.  cit., s. 253.

[67] A. Biberstein, Zagłada Żydów Krakowie, Kraków 1985, s. 78; R. Kotarba, Niemiecki obóz w Płaszowie 1942–1945, Warszawa–Kraków 2009, s. 23.

[68] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s. XXI.

[69] C. Perechodnik, Spowiedź, Warszawa, 2004, s. 141.

[70] AŻIH, 301/1703, Relacja Samuela Kaufera, k. 7.

[71] E. Rączy, op. cit., s. 171.

[72] A. Zajączkowska-Drożdż, op. cit. s. 90.

[73] F. Karay, op. cit., s. 257.

[74] Zobacz, Erntefest. Zapomniany epizod Zagłady, red. W. Lenarczyk, D. Libionka, Lublin 2009; Krwawa środa. 3 listopad 1943 w pamięci świadków, oprac. K.  Czuryszkiewicz, B. Siwek-Ciupak, Lublin 2013.

[75] W. Lenarczyk, Obóz pracy przymusowej dla Żydów przy ul. Lipowej w Lublinie (1939–1943), [w:] Erntefest. Zapomniany.., s. 66–71.

[76] W. Mędykowski, Obóz pracy dla Żydów w Trawnikach, [w:] Erntefest. Zapomniany…, s. 183–210.

[77] R. Gicewicz, Obóz pracy w Poniatowej (1941–1943), [w:] Erntefest. Zapomniany…, s. 211–228.

[78] F. Karay, op. cit., s. 259.

[79] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s. XXIII.

[80] F. Karay, op. cit., s. 260.

[81] Ibidem, s. 206

[82] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s. XXIV.

[83] I. Cukierman, Nadmiar pamięci. Siedem owych lat. Wspomnienia 1939–1945, Warszawa 2020, s. 108.

[84] E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego, Warszawa 1987, s 321. W podobnym tonie pisze Adam Czerniakow: Bardzo szybko do Warszawy zaczęły docierać informacje o straszliwych warunkach panujących w obozach i nieludzkim traktowaniu robotników. Potwierdzenie raportów stanowił powrót fizycznie i psychicznie  załamanych ocalałych. Mimo panującego w getcie głodu nie można było znaleźć ochotników i niemieckie władze zmusiły rady żydowskie oraz policję do organizowania łapanek w celu zebrania ustalonych kontyngentów robotników. Zobacz: Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego 6 IX 1939–23 VII 1942, red. M. Fuks Warszawa 1983 s. 174–176 .

[85] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s.  XXI;  „Gazeta Żydowska”, nr 9, z dnia 21.08.1940 na stronie 4 donosiła: W dniu 12 sierpnia wyruszył stąd [z Łowicza – A. F.] koleją pierwszy transport na roboty przymusowe do lubelskiego. Transport ten w ilości 69 osób złożył się wyłącznie z samych kawalerów. Rada Żydowska dała każdemu na drogę po 10 zł, 2 kg chleba, masła, ser i papierosy; bardzo biedni otrzymali też i buty. W ostatniej chwili, przed wymarszem mieszkańcy miasta dostarczyli wszystkim owoce i słodycze.

[86] T. Berenstein, op. cit., s 47.

[87] I. Cukierman, op. cit., s. 106.

[88] E. Rączy, op. cit., s. 175.

[89] I. Cukierman, op. cit., s. 103.

[90] T. Berenstein, op. cit., s. 50. M. Janczewska, Obozy pracy przymusowej dla Żydów na terenie dystryktu warszawskiego [w:] Prowincjonalna Noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim, red. B. Engelking, J. Leociak, D. Libionka, Warszawa 2007, s. 286–287.

[91] Po 1940, Warszawa – getto. Inż. A. Reinberg, memoriał pt. „Uwagi w sprawie obozów pracy przymusowej w Lubelszczyźnie i możliwości poprawienia warunków w tych obozach” [w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy pracy …, s. 156.

[92] W chwili, kiedy w obozie pracy przymusowej dla Żydów w Rożnowie wybuchła epidemia czerwonki, chorych rozstrzeliwano na górze „Łazisko”,  zaś w innym obozie, w Rytrze, gdy chorych dziesiątkował tyfus i czerwonka, dwie osoby zostały rozstrzelane, inne osoby umierały, pozostawione bez opieki. Zobacz; A. Krawczyk, Hitlerowski aparat okupacyjny na Sądecczyźnie. [w:] Okupacja w Sądecczyźnie…, Warszawa 1979, s. 79.

[93] Czyraczność, ropne zapalenie skóry (łac.).

[94] Zapalenie błony śluzowej żołądka (łac.)

[95] Pocz. 1941, Warszawa – getto. Memoriał…, [w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy pracy…, s. 166.

[96] Na temat chorób występujących w obozach pracy przymusowej zobacz: A. Ziółkowska, O tym jak chorowali, cierpieli i umierali żydowscy robotnicy w obozach pracy przymusowej w Poznaniu (1941–1943), [w:] Zagłada Żydów. Studia i Materiały, t. 8, Warszawa 2012, s. 121–144.

[97] W. Lenarczyk, Obóz pracy przymusowej w Budzyniu (1942–1944), [w:] Erntefest. Zapomniany…, s. 269; T. Berenstein, op. cit., s. 56.

[98] W. Lenarczyk, op. cit., s. 269.

[99] E. Rączy, op. cit., s. 166.

[100] R. Gicewicz, op. cit., s. 221.

[101] T. Berenstein, Praca przymusowa ludności żydowskiej w tzw. dystrykcie Galicja (1942–1944), BŻIH 1969, nr 69.

[102] Pocz. 1941, Warszawa – getto. Memoriał …,[w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy pracy…, s. 167.

[103] E. Rączy, op. cit., s. 186.

[104] W. Lenarczyk, op. cit. s. 269.

[105] Przykładowo robotnik pracujący w obozie w Pustkowie otrzymywał z kuchni dziennie na śniadanie i obiad: 600 g chleba, 12 g namiastki kawy, 20 g marmelady, 10 g cukru (w niedzielę 20 g) i 10 g szmalcu lub margaryny. Na kolację: 70 g mięsa wołowego (w niedzielę 80 g), 7 g tłuszczu (szmalcu lub margaryny), 500 g kartofli, 50 g owsianki, manny lub kasz. Taka ilość i jakość wyżywienia, z punktu widzenia kaloryczności, jest niewystarczająca dla robotnika, który ciężko pracuje. Zobacz: Po 07.1941, Warszawa – getto [Inż. A. Reinberg], Relacja „Obóz pracy w Pustkowie” [w:] Archiwum Ringelbluma. Obozy pracy…, s. 57

[106] E. Rączy, op. cit. s. 186–187.

[107] A. Rutkowski, op. cit., s. 111.

[108] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s. XXVI.

[109] Ch. Browning, J. Matthäus , op. cit., s. 148.

[110] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach…, s. 49.

[111] I. Cukierman, op. cit., s. 103.

[112] T. Berenstein, op. cit., s. 53.

[113] E. Rączy, op. cit., s. 167.

[114] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy… s. XXVII.

[115] W. Lenarczyk, op.cit., s. 280.

[116] I. Cukierman, op. cit., s. 106, 108.

[117] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach…, s. 61

[118]  A. Rutkowski , op. cit., s. 112.

[119] N.N., „Sprawozdanie z drugiej podróży [po obozach] chełmskich. Wyjazd […] powrót 28.08[?].1941 r.” (Sawiny, Sajczyce, Krychów), [w:]  Archiwum Ringelbluma. Obozy pracy…, s. 266–267.

[120] AŻIH, 301/2221, Relacja Nuchina Rozenela, k. 6.

[121] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy…, s. XXX.

[122] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach…, s. 53.

[123] Archiwum Ringelbluma, Obozy pracy…, s. XXXI.

[124] S. Piątkowski, Obóz pracy w Bliżnynie (1942–1944), Zeszyty Majdanka t. XXI, Lublin 2001, s. 11–112.

[125] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach…, s. 62–63.

[126] I. Cukierman, op. cit., s. 103.

[127] T. Berenstein, Żydzi warszawscy w obozach…,., s. 63.

[128] K. Panz, Powiat nowotarski [w:] Dalej jest noc, t. II, red. B. Engelking, J. Grabowski, Warszawa 2018, s. 303–304.

[129] W. Sofsky, Ustrój terroru: obozy koncentracyjne, Warszawa 2016, s. 218.

[130] I. Cukierman, op. cit., s. 108.

[131] T. Berenstein, Praca przymusowa ludności żydowskiej…, s 25.

[132] AŻIH 301/1948, Relacja Maurycego Blama, k. 3.

[133] E. Rączy, op. cit., s. 190.